Wywiady

Adam i Piotr Rączyńscy – o sztuce wspólnej pracy

W trudnych czasach razem rozpoczęli budowanie jubilerskiego imperium. Napędzały ich wielkie ambicje, determinacja oraz pasja i przekonanie do wartości i sensu pracy. Opowiadają o początkach, o rozwoju; o tym, co w życiu ważne.
Aż trudno uwierzyć, że Apart ma już 30 lat! Serdeczne gratulacje! Jak to wszystko się zaczęło? Czy w Panów rodzinie były tradycje jubilerskie?

Piotr Rączyński: Nie mieliśmy w rodzinie takich tradycji. Ja skończyłem studia na Politechnice Poznańskiej, na wydziale Organizacji i Zarządzania.

Ale Pana młodszy brat postanowił się kształcić w sztuce jubilerskiej. Panie Adamie, skąd pomysł, żeby swoje życie zawodowe związać z biżuterią?

Adam Rączyński: Wybór tej drogi, na samym początku, to nie była wcale taka świadoma decyzja. W dzieciństwie zdradzałem zdolności plastyczne, rzeźbiłem. Nasz tata dostrzegł te moje predyspozycje i postanowił pomóc mi je rozwijać. Więc, kiedy skończyłem szkołę podstawową, zasugerował, że może powinienem pójść w kierunku artystycznym, a przy okazji uczyć się jakiegoś zawodu. Chodziłem więc do szkoły średniej, a oprócz tego szkoliłem się w rzemiośle grawerskim. Szło mi naprawdę nieźle. Łatwo zdałem egzamin czeladniczy. Wtedy jeden z zaprzyjaźnionych jubilerów, u którego praktykowałem, poradził mi, żebym zaczął kształcić się również w kierunku jubilerskim, bo połączenie tych dwóch umiejętności – grawerstwa i jubilerstwa – daje szersze spektrum możliwości. Zdałem więc kolejny egzamin czeladniczy, a potem także mistrzowski. Ten sam przyjaciel zainspirował mnie, żeby założyć własną firmę. Powiedział: umiesz już wystarczająco dużo, żeby zacząć pracować na własne nazwisko. Z duszą na ramieniu, bo miałem wtedy zaledwie 24 lata, tak właśnie zrobiłem.

Proszę przypomnieć Czytelnikom, skąd wzięła się nazwa „Apart”.

P.R.: Wymyśliliśmy ją wspólnie. Pierwsze dwie litery – A i P – to inicjały naszych imion. Połączyliśmy je ze słowem „ART”, czyli „sztuka”. Tak powstała nazwa „Apart”.

A co spowodowało, że dziś prowadzi Pan firmę razem z bratem?

P.R.: Ja po studiach zająłem się sprzedażą bezpośrednią. Adam świetnie już sobie wtedy radził w swojej firmie. Miał wiele zamówień, klientów. W pewnym momencie okazało się jednak, że niezbędna jest mu pomoc. Ktoś zaufany, kto zająłby się sprawami sprzedaży, dystrybucji. Wtedy uznaliśmy, że ja się tym zajmę. To był 1983 rok, początek Apart.

Pan, Panie Piotrze, postanowił poznać ten biznes od podszewki, dlatego również Pan zdobył dyplom w dziedzinie jubilerstwa.

P.R.: Rzeczywiście. Najpierw zdobyłem tytuł czeladnika, potem, tak jak brat, mistrza złotnictwa artystycznego. Bo chciałem być w pełni przygotowany do pracy w firmie.

Panowie są bardzo skromni, nie chwalą się, ale przecież prezentowali wykonane przez siebie wyroby na najbardziej prestiżowych wystawach biżuterii, brali udział i wygrywali w konkursach złotniczych i jubilerskich – w kraju i za granicą.

A.R.: Tak było, ale wie Pani, dyplomy są dobre na ścianę. Najważniejsze są umiejętności, wiedza i pasja do tej pracy. To mamy i tego nam nikt nie odbierze.

I pewnie to jest tajemnica powodzenia marki Apart. Panowie po prostu doskonale znają się na tym, co robią. Podejrzewam, że każdy element biżuterii, który trafia do salonów Apart, potrafiliby Panowie wykonać sami.

P.R.: Właściwie tak (śmiech). Nieskromnie mówiąc…

A.R.: Prawda jest taka, że autorytet wśród pracowników buduje się właśnie w ten sposób. Udowadniamy, że my naprawdę znamy się  na tym, co jest sercem tej firmy, czyli na wytwarzaniu biżuterii.

A jaki jest sekret Panów doskonałych braterskich relacji? Mówi się, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach. Tymczasem Panowie zgodnie od 30 lat prowadzą rodzinną firmę.

A.R.: Myślę, że to wynika z wychowania, pewnego ukształtowania charakterów i ze wspólnych celów. Bo różnice występują zawsze i wszędzie – różnice zdań, temperamentów. U nas też, ale te różnice powodują, że jesteśmy mądrzejsi, bo na wiele spraw każdy z nas patrzy inaczej, a to daje szerszą perspektywę.

Wspomniał Pan o wychowaniu. Jaki był Panów dom rodzinny?

A.R.: Nie pochodzimy z zamożnej rodziny. Nie byliśmy wychowywani w zbytku. Rodzice wpoili nam poczucie odpowiedzialności i wielki szacunek do pracy, do pieniądza. To są wartości, które z pewnością odróżniają nas od tych, którzy na starcie wiele dostali, ale nie umieli tego docenić.

P.R.: Na pewno to poszanowanie pracy, solidność, konsekwencja w działaniu, to są elementy, które wynieśliśmy. Okazało się, że to fantastyczny kapitał, który można wykorzystać na gruncie biznesowym. A druga rzecz? Nie ma w naszej filozofii pojęcia pychy. Nie ma rywalizacji, według której jeden z nas musi być lepszy od brata. Myślę, że w jakimś sensie się uzupełniamy. A wspólna praca przez tyle lat jako braci jeszcze bardziej nas scementowała. Każdy sukces, nawet na początku, drobny, wzmacniał nas.

Może to kwestia odpowiedniego podziału Panów ról i obowiązków w firmie? Podobno nie ma między Panami konfliktów, bo jeden jest fascynatem brylantów, a drugi zegarków, więc nie ma płaszczyzny do kłótni.

P.R.: (śmiech)

A.R.: (śmiech) Może coś w tym jest. Piotr rzeczywiście kocha piękne zegarki i nie znam nikogo, kto by więcej o nich wiedział. Zajmuje się też tym segmentem u nas w firmie. Ale jest również odpowiedzialny za rozwój sieci salonów. Często wyjeżdża – na targi, prezentacje trendów, kolekcji. Prowadzi negocjacje z zagranicznymi markami, z którymi współpracujemy lub zamierzamy nawiązać współpracę.

P.R.: Natomiast Adam zajmuje się sprawami natury bardziej wewnętrznej: produkcją, marketingiem, designem. Ale, oczywiście, szereg kwestii organizacyjnych, czy związanych z prowadzeniem firmy, przenika się na polu kompetencji. Kluczowe decyzje podejmujemy wspólnie.

Czy na początku, 30 lat temu, spodziewali się Panowie, że Apart stanie się tak potężną marką?

A.R.: Zaczynałem swoją drogę zawodową w trudnych czasach, pamiętam dokładnie 3 października 1977 roku. I to były czasy, kiedy nie było wolnorynkowej gospodarki…

P.R: …ruszaliśmy z firmą, kiedy panował system, którego wszyscy nie wspominamy szczególnie dobrze. Nasze założenie było takie: działamy razem i może coś dobrego z tego wyjdzie. Ale na pewno nie spodziewaliśmy się wtedy, że uda nam się osiągnąć tak wielki sukces. Nikt wtedy przecież nie miał pojęcia, że tyle przełomowych rzeczy wydarzy się w naszym kraju na gruncie  politycznym i gospodarczym.
A.R.: Często powtarzam, że w najśmielszych marzeniach nie wymyśliłbym lepiej tego scenariusza, które napisało samo życie.

A jaki jest sekret tego wielkiego sukcesu?

A.R.: Myślę, że przede wszystkim pokora. I ogromna determinacja. Zawsze zakładam, że  coś, co właśnie zrobiłem, można zrobić lepiej. Z takim przekonaniem zakładałem firmę. Tę zasadę wpoił mi mój nauczyciel zawodu. Nigdy w trakcie nauki nie usłyszałem od niego, że zrobiłem coś dobrze, tylko że mogłem to zrobić lepiej. Chociaż, jak zapewniał, byłem jego najlepszym, najzdolniejszym uczniem. Pamiętam, że wtedy, jako młody mężczyzna, odbierałem to niezwykle emocjonalnie, ale zaraził mnie takim myśleniem i do dziś stosuję to w biznesie  – w stosunku do siebie i swoich pracowników. Choć zdaję sobie sprawę, że może to być dla nich uciążliwe.

P.R.: Niezwykle istotna jest też pasja do tego, co się robi. Bo czasem ogrom obowiązków bywa przytłaczający, ale dzięki temu, że mamy pasję, wystarczą nam krótkie wakacje, żeby z radością wracać do firmy.

A.R.: To nasze poświęcenie się pracy nigdy nie wynikało z dążenia do dobrobytu, do tego, żeby powiększać majątek. Pieniądze nigdy nie były dla nas celem. Nasi przyjaciele, którzy znają nas od lat, powtarzają, że sukces nie przewrócił nam w głowie, że jesteśmy tacy, jacy byliśmy 20 czy nawet 30 lat temu. My po prostu kochamy to, co robimy.

Nie bez powodu hasło Apart to „Z miłości do piękna”. Czy Panowie, tak związani z firmą, mają jeszcze czas na cokolwiek poza pracą?

A.R. Nie jest tak źle (śmiech). Umiemy odpoczywać. Moją wielką pasją są podróże i staram się tę pasję realizować z rodziną: żoną i dziećmi. I może to banalnie zabrzmi, ale wielką satysfakcję daje mi po prostu życie rodzinne. Moje dzieci są jeszcze małe, więc chcę  poświęcić im jak najwięcej czasu, bo mam tę świadomość, że za parę lat będą miały swoje sprawy i niekoniecznie będą chciały spędzać wakacje z rodzicami.

P.R.: Moje przyjemności to podróże i sporty zimowe. Zwłaszcza narciarstwo. Oczywiście najchętniej w Szwajcarii, bo tam, oprócz świetnych stoków, mają też doskonałe manufaktury zegarków (śmiech).

Skoro mowa o manufakturach zegarków – wiem, że na trzydziestolecie sprawiliście firmie piękny prezent. Apart został właścicielem szwajcarskiej marki zegarków Albert Riele. To  marka z tradycją, założona w 1881 roku.

P.R.: Jesteśmy bardzo dumni z tej inwestycji. To wielki prestiż. Z pewnością jest to jeden z kamieni milowych w historii firmy, ukoronowanie naszej trzydziestoletniej pracy. Mam nadzieję, że marka Albert Riele stanie się perłą w koronie Apart.

Od lat kształtują Panowie gust Polaków w kwestii biżuterii i zegarków. Jako pierwsi zaczęli Panowie w naszym kraju wprowadzać kolekcje biżuterii, budować świadomość klientów swoimi kampaniami reklamowymi. Dziś śmiało można powiedzieć, że Apart to nie tylko biżuteria, to styl życia.

A.R.: Mieliśmy wielką ambicję, aby w naszym kraju wprowadzić nową jakość i nowy sposób myślenia o biżuterii. Zaszczepić jak najlepsze, szlachetne wzorce. Dziś, z perspektywy lat, widzimy, że to się w dużym stopniu udało. Chociażby to, że w świadomości konsumentów zakorzeniło się już przekonanie, że ten najważniejszy pierścionek w życiu, to właśnie ten z  diamentem. Albo to, że prawdziwie elegancki mężczyzna powinien mieć dobry zegarek, że to przejaw pozytywnego snobizmu, klasy. To niezwykłe uczucie obserwować, jak zmienia się mentalność. Jak nasi Klienci są dziś dojrzali w kwestii wyboru biżuterii.

P.R.: Przez lata, w trudnych czasach komuny, tych pozytywnych wzorców brakowało. Piękna, wartościowa biżuteria nie była dostępna dla każdego. Dziś to, co jest dobrym standardem, czyli: diamenty, złoto, perły – możemy zaoferować każdemu naszemu Klientowi. W pełnym wyborze, z uwzględnieniem gustu i zasobności portfela. I zawsze to będzie najwyższa jakość.

A.R.: Idziemy też z duchem czasu, z modą. Nie ignorujemy trendów. Śledzimy je bardzo dokładnie, tak, by być na bieżąco z tym, co się dzieje teraz na świecie w dziedzinie stylu, designu. Oczywiście, to, co jest modne na drugiej półkuli, nie zawsze znajduje uznanie w oczach polskich Klientów, ale naszym zadaniem jest dać im jak najszerszy wybór. Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że Klienci te nasze starania zauważają i doceniają, bo Apart niezmiennie od lat jest liderem na polskim rynku.

Jak Apart będzie świętować jubileusz 30-lecia?

P.R.: Z tej okazji przygotowaliśmy wyjątkową perłową kolekcję i kampanię reklamową. W końcu 30-lecie to Perłowe Gody. Więc perły musiały zostać wyróżnione.

A.R.: Tym razem na pewno będziemy świętować z wielką dumą i w gronie naszych współpracowników. Bo sukces firmy Apart to również ich sukces. Zasługa ludzi, którzy pracują tu od lat. Oni są solą tej firmy. Jej siłą. Bez ich zaangażowania takiego sukcesu z pewnością by nie było. Dlatego w sposób specjalny chcemy im podziękować.

Nie od dziś wiadomo, że najpiękniejszym prezentem jest biżuteria. Więc jaką biżuterię podarowaliby Panowie Apartowi z okazji tego jubileuszu?

A.R.: Największy brylant, jaki kiedykolwiek został wydobyty, mistrzowsko oszlifowany. Bo Apart jest takim najpiękniejszym, najszlachetniejszym diamentem.

P.R.: Ja podarowałbym z  pewnością elegancki zegarek z najlepszej szwajcarskiej manufaktury. Oczywiście z perłową tarczą, w końcu to perłowy jubileusz.

Rozmawiała Agnieszka Jastrzębska

Poprzedni wpis Następny wpis

Mogą Ci się również spodobać