Wywiady

Allan Starski – lubię ładne rzeczy

Allan Starski, wybitny polski scenograf, laureat Oscara za „Listę Schindlera” Stevena Spielberga, zaprojektował wyjątkowy element biżuterii – odznakę Polskiej Akademii Filmowej, symbol przynależności do PAF. Złote skrzydła na tle czarnej emalii zostały ręcznie wykonane w pracowniach Apart.

Wielkie nazwisko świata filmu trafia do świata biżuterii…

A tu Panią zaskoczę, bo ja już kiedyś projektowałem biżuterię. To było lata temu, w Londynie, kiedy byłem studentem. Najpierw pracowałem na budowie, a później dostałem właśnie szansę projektowania biżuterii – pierścionków, broszek. To była tak zwana costume jewellery – biżuteria wykonana z metali nieszlachetnych, po prostu modna i niedroga. Jeśli natomiast chodzi o moją ostatnią przygodę z projektowaniem biżuterii, to była to Odznaka Polskiej Akademii Filmowej. Zrobiłem to z wielką przyjemnością. Do tej pory nosiłem odznakę Amerykańskiej Akademii, a teraz z nie mniejszą dumą noszę odznakę naszej. I zachęcam wszystkich akademików polskich, żeby ją nosili.

Prezydent Polskiej Akademii Filmowej Dariusz Jabłoński, kiedy wpadł na pomysł, żeby zaproponować Panu ten projekt, obawiał się, że będzie bardzo trudno Pana namówić. Że Allan Starski, tak wielkie nazwisko filmu, z pewnością nie będzie miał na to czasu.

Rzeczywiście, pierwsze podejście było nieśmiałe, ale ja zgodziłem się od razu i z przyjemnością. Więcej, kiedy się spotkaliśmy, miałem już przygotowany pierwszy szkic. Bo, powiem szczerze, już jakiś czas temu rozmawialiśmy z moją żoną o tym, że w Polsce powinna powstać odznaka analogiczna do tej z Amerykańskiej Akademii. I cieszę się, że teraz, przy moim skromnym udziale, polska Akademia również ma swój emblemat.

Podobno miał Pan ambicję, by nasza odznaka była ładniejsza.

(śmiech) Miałem ambicję, żeby zrobić dobry i piękny projekt, a później, rzeczywiście, tę odznakę reklamowałem, że jest ładniejsza. Odznaka amerykańska jest rozpoznawalna na całym świecie, ale mam nadzieję, że polska w niczym jej nie ustępuje. Czy będzie tak samo rozpoznawalna? Zależy to od polskich filmów.

Słyszałam, że Pana projekt był bardzo przemyślany i bardzo precyzyjny. Od początku wiedział Pan, jak odznaka ma wyglądać.

Pierwszy szkic miał już jakiś potencjał, a potem go dopracowywałem, doprecyzowywałem. Kolejne zmiany, pomysły. Ściśle współpracowałem przy tym z grafikami, później z wykonawcami z Apart. Od początku miałem pomysł, żeby to była złota spinka na tle czarnej emalii. Chodziło mi też o to, żeby ta odznaka, poza dobrym designem i dobrym wykonaniem – co muszę tu przyznać, zostało zrealizowane na najwyższym poziomie – była także praktyczna. Żeby się nie przekręcała, dobrze się trzymała i  przede wszystkim była trwała, nie niszczyła się w  użytkowaniu. To takie elementy techniczne, ale nie mniej istotne. I w końcu w pracowni Apart powstała idealna forma. Trzeba jednak podkreślić, że każdy egzemplarz wykańczany jest ręcznie, z wielką starannością. Dwa elementy połączone ze sobą – skrzydła pokryte 24-karatowym złotem i tło w postaci czarnej emalii. Ostateczny model zyskał aprobatę prezydenta Akademii i tak odznaki trafiły do wszystkich członków naszego stowarzyszenia. Oficjalne wręczenie odznak senatorom Polskiej Akademii Filmowej odbyło się podczas uroczystej gali „Orły”, transmitowanej na antenie TVP2. Otrzymali je wtedy m.in. Witold Sobociński i Danuta Szaflarska.

Jednak Pana na Gali nie było…

Byłem wtedy w Wiedniu, prowadziłem warsztaty mistrzowskie dla młodych filmowców. Nie mogłem tego odwołać, bo takie spotkania są ustalane na kilkanaście miesięcy wcześniej.

Najważniejszy dla Pana film w Pańskiej karierze? Czy może filmy? Zrobił ich Pan jako scenograf kilkadziesiąt.

To akurat nietrudno zobaczyć w moim CV, który film był najważniejszy. Ten, za który dostałem Oscara – „Lista Schindlera”. To jest film, który zawsze trafia do każdej klasyfikacji najlepszych filmów na świecie. Ważne były dla mnie również wszystkie filmy z Andrzejem Wajdą. On jest nie tylko doskonałym reżyserem, wizjonerem, ale też uzdolnionym rysownikiem. Obaj skończyliśmy ASP, ja w Warszawie, Andrzej w Krakowie. Praca przy jego
„Dantonie” otworzyła przede mną Europę, „Lista Schindlera” otworzyła mi świat. I, oczywiście, każdy następny film jest dla mnie ważny. Teraz pracuję nad kostiumową dużą produkcją „The Cut”.

A czy przez to, że tworzył Pan scenografię do wielkich filmów osadzonych w czasach wojennych – „Listy Schindlera” czy też „Pianisty” – jest Pan w jakiś sposób szufladkowany jako „ten scenograf od czasów wojennych”?

W jakimś sensie rzeczywiście uchodzę za specjalistę od tego typu scenografii, bo wielokrotnie z sukcesem budowałem obozy, ruiny, wnętrza z tamtych czasów… Ale myślę, że nie zaszufladkowano mnie w ten sposób. I bardzo dobrze. Robię też przecież  równie wiele projektów współczesnych czy historycznych osadzonych w innych czasach. Z Agniesz-ką Holland najpierw zrobiłem film wojenny „Europa, Europa”, a zaraz potem „Washington Square”, którego akcja toczy się w XIX wieku.

To na koniec zapytam Pana o biżuterię w ogóle. Czy zwraca Pan na nią uwagę w życiu codziennym, nie tylko artystycznym?

Sam nie noszę wiele biżuterii. Obrączkę, zegarek. Niemniej jednak, ponieważ ze względu na zawód i z powodu mojego charakteru lubię ładne rzeczy, to zwracam uwagę na piękną biżuterię. Stworzenie takiej to sprawa bardzo skomplikowana, wymagająca talentu i precyzji. Potrafię to docenić. Tym bardziej po mojej ostatniej współpracy z Apart przy projektowaniu Odznaki Polskiej Akademii Filmowej.

Rozmawiała Agnieszka Jastrzębska

Poprzedni wpis Następny wpis

Mogą Ci się również spodobać