Wywiady

Anja Rubik podbija świat wdziękiem

Top modelka. Najsłynniejsza Polka w świecie mody. Piękna, błyskotliwa i skromna. Tytan pracy. Oprócz pojawiania się na pokazach, w sesjach fotograficznych i kampaniach reklamowych dla największych domów mody, projektuje torebki i buty, maluje, a ostatnio nawet wydaje własny magazyn modowy.

Od października jest również nową twarzą Apartu. Nam Anja Rubik opowiada o kulisach powstawania zdjęć do kampanii Beads Collection, trudnych przyjaźniach oraz niezawodnych sposobach na rozładowanie stresu, z których najlepszym jest… pieczenie ciast. Zdradza też, bez czego nie może obyć się w Nowym Jorku.

Jesteś najsławniejszą Polką w świecie mody. Zajmujesz trzecie miejsce w najbardziej prestiżowym rankingu modelek models.com.

Anja Rubik: Jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa i mam nadzieję, że nigdy nie będę numerem 1.

Jak to?

Anja Rubik: Ta pierwsza pozycja mnie przeraża. Bo co dalej? Mnie naprawdę to trzecie miejsce bardzo odpowiada. Zresztą na pewnym etapie kariery te miejsca nie mają już takiego znaczenia. Większym wyznacznikiem sukcesu jest chociażby to, że nie muszę już chodzić na castingi. Większość osób w branży mnie zna, wcześniej ze mną pracowało, więc wiedzą, czego mogą się spodziewać. W związku z tym bez castingu wiedzą, czy chcą mnie mieć w jakiejś sesji, czy nie. W przypadku pokazów jest jeszcze lepiej, bo zazwyczaj nie muszę już nawet przychodzić na przymiarki. Na przykład pokaz Chanel robiłam już chyba po raz 18, więc znają moje wymiary.

Sukces w świecie mody to również zaproszenia na najbardziej prestiżowe  imprezy branżowe. Widziałam Twoje zdjęcia z Costume Institute Gala w Metropolitan Museum w Nowym Jorku.

Anja Rubik: To rzeczywiście wielkie wydarzenie, a w tym roku dostałam nawet dwuosobowe zaproszenie – mogłam przyjść z osobą towarzyszącą. To robi wrażenie, bo zazwyczaj zaproszenia na tę galę są jednoosobowe. Ale dla mnie ważniejsze od imprez jest to, że pracuję z najlepszymi ludźmi w tym biznesie. Że chce mnie fotografować Karl Lagerfeld, że mam jego prywatny numer w swoim telefonie, że mogę do niego zadzwonić i umówić się na lunch. To niesamowita osobowość, człowiek renesansu. Robi zdjęcia, projektuje dla Chanel, Fendi i własnej marki. Takim fantastycznym artystą jest też fotograf Steven Meisel. To geniusz. Poza tym, że robi fantastyczne zdjęcia, to jestem przekonana, że na sesji pozowałby lepiej, niż najlepsza modelka, umie zrobić make up lepiej, niż najlepszy makijażysta na świecie i jeszcze uczesze modelkę lepiej, niż najlepszy fryzjer. Do tego jest niesamowicie kreatywny, jego zdjęcia to dzieła sztuki. Uważnie obserwuje co się dzieje wokół i wciela to w swoje fotografie. Ostatnio zrobił fantastyczną sesję inspirowaną Twitterem. A po katastrofie ekologicznej, spowodowanej wyciekiem ropy w Zatoce Meksykańskiej, zrobił zdjęcia, na których modelki pozowały unurzane w ropie.

Czy przyjaźń w świecie mody jest możliwa?

Anja Rubik: Oczywiście. Może tylko trochę trudniej się spotkać na kawę, bo wszyscy dużo podróżujemy. Rzadko się zdarza, że jesteśmy w tym samym czasie i miejscu.  Przyjaźnię się z fotografką Camillą Akrans. Mieszka w Szwecji, ale widujemy się w Nowym Jorku, w Paryżu, no i na wspólnych sesjach. Jestem też zaprzyjaźniona z makeupistką Wendy Rowe. Jest jeszcze oczywiście duet fotografów – Inez van Lamsweerde i Vinoodh Matadin, którym wiele zawdzięczam, bo wybrali mnie do kampanii Chloe sześć lat temu i od tamtej pory moja kariera przyspieszyła. Byłam niedawno w Amsterdamie na wystawie ich fotografii, zobaczyłam tam wiele swoich zdjęć, bo często razem pracowaliśmy. Swojego chłopaka Saszę też poznałam w pracy, na sesji. Ale to chyba już wszyscy wiedzą (śmiech).

Nie jesteś zmęczona tym szalonym tempem w jakim żyjesz i pracujesz? Co dzień inny kraj, inny kontynent?

Anja Rubik: To męczące, ale i najciekawsze w tej pracy. Że żaden dzień nie jest podobny do poprzedniego. Lubię w tej pracy to, że wszystko nieustannie się zmienia. Codziennie pracuję z kimś innym. To jest fantastyczne, bo nie mam szansy się znudzić tym zawodem. Z drugiej strony, w związku z tym, że pracuję jako modelka już bardzo długo, to znam większość ludzi i paradoksalnie, nie jest ich w tym biznesie tak wielu. Najlepsi fotografowie, makeupiści, styliści, producenci – te teamy zazwyczaj są stałe. Jesteśmy jak dobrzy znajomi, tyle że spotykamy się w pracy. Teraz, kiedy pracuję przy kampanii Beads Collection dla Apartu,jest podobnie.

Znałaś wcześniej biżuterię Apart?

Anja Rubik: Trudno nie znać Apartu, to największa firma jubilerska w Polsce. Mnie się Apart zawsze podobał, bo oni obserwują co dzieje się w modzie, jak się zmieniają trendy, i od razu stosują to w swoich kolekcjach. Ostatnio przypadła mi do gustu kolekcja Beads Collection, którą mogłam sobie dokładnie obejrzeć podczas sesji zdjęciowej. To jest bardzo młodzieżowe, modne, ciekawe. Fajnie, że samemu można zestawiać sobie bransoletki, kolczyki, naszyjniki. Bawić się tym – ja to bardzo lubię. Zresztą tę sesję do kampanii wspominam bardzo dobrze, bo pracowała przy niej świetna ekipa. Zdjęcia robił Marcin Tyszka, stylizowała Agnieszka Ścibior, makijaż i włosy to Wilson i Kacper – wszystkich dobrze znam, wiele razy razem pracowaliśmy. Lubimy się. Najczęstszy kontakt mam chyba z Marcinem Tyszką. Bardzo go wspieram, bo uważam, że ma ogromny potencjał. Jest jedynym polskim fotografem, który odniósł sukces za granicą i warto mu pomóc. Zaprosiłam go do współpracy przy moim magazynie „25magazine”, który założyliśmy razem z moim chłopakiem Saszą. Marcin zrobił dla nas dwie sesje. Namówiłam moje koleżanki, najlepsze top modelki, żeby mu pozowały.

Robiąc taką karierę, masz jeszcze czas na wydawanie własnego magazynu?

Anja Rubik: To był spontaniczny pomysł. Przyjaciel Saszy kupił magazyn o modzie i chciał go zmienić. I my w przypływie fantazji powiedzieliśmy, daj go nam, my ci to zrobimy. Mieliśmy sześć tygodni, żeby stworzyć projekt graficzny, teksty, sesje zdjęciowe i w ogóle całą koncepcję, o czym to ma być. Kompletne wariactwo. Robiliśmy wszystko sami, od logo po korektę gotowych tekstów. Wymyślałam sesje, zdobywałam ubrania, zatrudniałam autorów. Budżet był na to prawie żaden, więc podnosiłam słuchawkę i dzwoniłam do osób najbliższych mi, o których wiedziałam, że mi nie odmówią. Takich jak Marcin czy dziewczyny od makijażu albo modelki właśnie. Udało się wszystko skończyć w terminie. Gazeta poszła do druku podczas tygodnia mody w Mediolanie, a premierę zrobiliśmy kilka dni później podczas tygodnia mody w Paryżu. Przyjęcie zorganizowaliśmy w apartamencie w starej kamienicy. Nie było tam prądu, więc między pokazami pojechaliśmy do IKEI i kupiliśmy 400 świec. W drodze na pokaz Hermesa wpadłam na chwilę, żeby powstawiać te świece do świeczników. Przyszło ponad 200 osób, wszyscy się świetnie bawili. Do tego stopnia, że około czwartej musiałam wyrzucić gości, bo sąsiedzi chcieli wzywać policję. Reakcja na magazyn przeszła nasze najśmielsze oczekiwania. Wszyscy chwalili. Szybko zgłosił się inwestor, więc następny numer będzie już robiony o wiele bardziej profesjonalnie. Sama się dziwię, że ten projekt tak mnie wciągnął.

Kiedy zaczynałaś karierę, spodziewałaś się, że osiągniesz taki sukces jako modelka?

Anja Rubik: Bałam się głośno o tym mówić, żeby nie zapeszyć, ale teraz mogę powiedzieć otwarcie, że tak naprawdę to nie wyobrażałam sobie czegoś innego. Gdybym zatrzymała się na etapie robienia katalogów i sesji do mało prestiżowych magazynów, a od tego zaczyna większość modelek, pewnie dawno bym już zrezygnowała. Strasznie mnie to męczyło. Miałam taki moment załamania, kiedy przyjechałam do Nowego Jorku. Mimo że codziennie miałam pracę, to nie taką, jaką sobie wymarzyłam. Wręczyłam wtedy mojej agentce listę fotografów, z którymi chciałabym pracować. Postanowiłam, że jeśli nic się nie zmieni w ciągu pół roku, odpuszczam i wracam na studia.

Ale się zmieniło…

Anja Rubik: Tylko że w moim przypadku nie odbyło się to błyskawicznie, w ciągu jednego tygodnia mody, tylko małymi kroczkami, powoli, z miesiąca na miesiąc dostawałam coraz lepsze propozycje. To jest dość typowy schemat kariery w modelingu. Od bardzo ważnych ludzi w tej branży długo słyszysz „nie, nie, nie”, ale kiedy nagle jedna ważna osoba powie ci „tak”, to ta reszta idzie za nim jak stado. Oczywiście potrzebny jest ten łut szczęścia, żeby usłyszeć to pierwsze ważne „tak”, ale potem, jak masz talent i jesteś pracowita, to się uda. Ja bardzo doceniam ten swój sukces. Rano idę do pracy i cieszę się, że to sesja dla Vogue’a. To powoduje, że nie uważam tych lat zainwestowanych w modeling za stracone.

Zaczynałaś jako 15-latka. Dwa lata później sama wyjechałaś do Paryża. Musiałaś się tam utrzymać i skończyć szkołę. Niewiele dziewcząt w tym wieku jest w stanie narzucić sobie taką dyscyplinę bez nadzoru rodziców. Nie zaszaleć, nie pogubić się, zwłaszcza że wokół pełno pokus.

Anja Rubik: Moi rodzice byli sprytni. Bardzo mi ufali, a ja przez to czułam gigantyczną odpowiedzialność. Nie mogłam ich zawieść. To byłaby dla mnie katastrofa, bo bardzo się liczę z ich opinią. Ale wiadomo, że jak się zaczyna w modzie, to na dziewczyny czyha dużo niebezpieczeństw. Są zapraszane na kolacje, bankiety, kręci się obok nich sporo bogatych mężczyzn, którzy obiecują dużo różnych rzeczy. I wiele dziewczyn się na to kusi. Tylko że mnie to nigdy nie interesowało. Może dlatego, że w wieku 17 lat byłam jeszcze dziecinna. Jak mnie mężczyzna podrywał, dziwnie reagowałam, mnie to po prostu przerażało.

A co jest najtrudniejsze w byciu modelką?

Anja Rubik: To, że nie wszystko zależy ode mnie. Na początku trudno mi to było zrozumieć. Dlaczego się nie udaje? Przecież się staram, pracuję nad sobą, dbam o to, żeby dobrze wyglądać i nic. Wychodziłam z takiego szkolnego założenia, że skoro się uczę, to zdam egzamin. A w modzie tak to nie funkcjonuje. Nigdy nie masz gwarancji, że się uda. Do ostatniej chwili nie wiadomo, czy cię wybrali, czy nie. Dowiadujesz się, że masz już potwierdzoną tą pracę, a za chwilę dzwonią, że jednak nie. Potem znowu, że tak, i znów że nie. Do momentu, kiedy nie stoisz na planie zdjęciowym, nie masz pewności. Totalna psychiczna tortura.

Ale Ty chyba już jesteś na takim etapie, że to Cię nie dotyczy.

Anja Rubik: Teraz tak, ale wcześniej to była dla mnie codzienność. Kiedy byłam gościem specjalnym w jury „Top Model. Zostań modelką”, mówiłam dziewczynom, że tak naprawdę są w idealnej sytuacji, bo mówi im się dokładnie, co robią nie tak. Najgorsze jest to, kiedy nie dostajesz jakiejś pracy, ale nikt nie powie ci dlaczego. Ja lubię to wiedzieć, bo wtedy wiem nad czym pracować.

Jak się czułaś jako jurorka i nauczycielka dziewcząt w Top Model?

Anja Rubik: Bardzo dobrze. Myślałam, że będę bardzo ostra, ale nie potrafiłam. Zresztą to były bardzo fajne i sprytne dziewczyny, które doskonale rozumiały, na czym polega taki program. One się wychowały na Big Brotherze i wiedzą co robić, kiedy włącza się kamera. Ja mogłam im tylko tłumaczyć, na czym polega modeling, jak funkcjonuje ta branża, doradzać, jak zachować się na sesji zdjęciowej, jak pozować. To było bardzo przyjemne doświadczenie. Czułam się w tej roli naturalnie.

A jak się z tym czujesz, że w Polsce każdy Cię rozpoznaje, jesteś traktowana jak wielka gwiazda?

Anja Rubik: Szczerze mówiąc, to stresowałam się tym moim udzielaniem w polskich mediach. Rozmowy z dziennikarzami mam bardzo dobrze opanowane, ale w języku angielskim. Z polskim mam bardzo mały kontakt, sprowadza się on do rozmów z rodzicami przez telefon. Dlatego bałam się, czy mówiąc po polsku, nie będę robić błędów. Wychowywałam się zagranicą. Rodzice są weterynarzami i kiedy miałam pięć lat wyjechali na kontrakt do RPA. Wróciliśmy do Polski jak skończyłam 13 lat. Cztery lata później wyjechałam do Paryża, a stamtąd prosto do Nowego Jorku. Właśnie zdałam sobie sprawę, że nigdzie nie mieszkałam dłużej, niż w Nowym Jorku. Właśnie mija 7 lat. I gdybyś zapytała mnie, gdzie jest mój dom, to właśnie tu. Chociaż czuję się Polką, moi rodzice są Polakami, kocham wiele rzeczy w Polsce i wracam tu z przyjemnością.

Jest coś z Polski, bez czego nie potrafisz się obyć w Nowym Jorku?

Anja Rubik: Kisiel! Oni nie mają pojęcia, co to jest. Zawsze zabieram ze sobą z domu taki w torebkach. Poza tym przyprawy, leki, bo do lekarza chodzę w Polsce, bardziej im ufam, niż tym amerykańskim. Od rodziców dostaję też zawsze nalewkę z pigwy własnej roboty. Do tego jeszcze świetlik pod oczy, nie ma nic lepszego na zmęczenie i dermosan, który moim zdaniem działa na wszystko (śmiech). No i koniecznie polski miód. Jest najlepszy.

Święta spędzasz w Nowym Jorku czy w Polsce?

Anja Rubik: W Polsce! Zawsze u rodziców w Częstochowie. Tylko raz nie spędzałam Świąt z rodziną. To było niedługo po moim przyjeździe do Nowego Jorku i nie mogłam sobie na to pozwolić. To była moja najgorsza Gwiazdka w życiu. Mimo że przygotowałam wszystkie tradycyjne dania, śledzie i karpia, zakupy zrobiłam na Greenpoincie. U nas w domu Święta są zawsze cudowne. Mam bardzo tradycyjną rodzinę, więc jest wszystko tak, jak trzeba: pięknie wystrojony dom, kolędy, wigilijne potrawy. Muszą być śledzie pod pierzynką, zupa grzybowa, grzyby smażone, moja mama robi też pyszną kapustę z grochem. A na drugi dzień, kiedy można jeść już mięso, jest bigos! Kocham bigos, mogłabym jeść go codziennie i nigdy mi się nie znudzi. Tak samo jak zalewajka. No a na deser ciasta. To ja się głównie zajmuję wypiekami. Uwielbiam piec, zagniatanie ciasta totalnie mnie odstresowuje. Robię przepysznego, prawdziwego, drożdżowego makowca.

To Ty gotujesz? Patrząc na Ciebie, trudno uwierzyć, że lubisz jeść, a już że umiesz gotować, to się nie mieści w głowie.

Anja Rubik: Moim przyjaciołom też (śmiech). Ostatnio zrobiłam kolację, upiekłam tartę z pomidorami, na deser naszego polskiego murzynka, zrobiłam paellę, kuskus z warzywami. Nie mogli uwierzyć, że sama to wszystko ugotowałam. A wracając do Świąt, to musi być jeszcze wielka, prawdziwa choinka. To ja ją wybieram i potem ubieram. Na dwa tygodnie przed świętami zawsze ustalamy z mamą, w jakim kolorze ubieramy w tym roku. Dwa lata temu zrobiłyśmy całą biało-słomianą. Była piękna, ale stwierdziłyśmy, że jednak za smutna. Więc w ubiegłym roku była cała czerwona. Raz przyjechałam na ostatnią chwilę, rodzice musieli kupić choinkę beze mnie i wybrali straszną pokrakę. Ale w tym roku będzie piękna. Święta pewnie spędzimy wszyscy u Saszy w Wiedniu, a tam jest bardzo wysokie mieszkanie, więc kupię gigantyczną choinkę, taką dwuipółmetrową!

A pod choinką? Przy Twoim trybie życia masz czas zrobić prezenty świąteczne?

Anja Rubik: Oczywiście. Jestem mistrzynią planowania, czego nie można powiedzieć o mojej rodzinie. Bo pod tym względem zawsze jest panika na dwa dni przed Gwiazdką. Ja już trzy miesiące wcześniej mam listę, którą systematycznie realizuję. Lubię ich podpuszczać. Tacie dałam w ubiegłym roku zegarek, ale wcześniej mu marudziłam, że ma taki brzydki, żeby w końcu go wymienił. Na szczęście nie zrobił tego. Ja rzeczywiście najczęściej kupuję biżuterię w prezencie. Mamie i siostrze. Od nich właściwie też dostaję głównie biżuterię. Uważam, że to najlepszy prezent, bo zawsze to jest coś specjalnego, ponadczasowego, trwałego, no i zawsze można mieć taki drobiazg od kogoś bliskiego przy sobie. Mam ukochany pierścionek od mojej prababci, art déco z platyny z brylantem.

Jaką lubisz biżuterię?

Anja Rubik: Każdą! Mam takie fale. Przez kilka miesięcy noszę na przykład tylko pierścionki, ale za to bardzo dużo, bardzo nietypowe i na nietypowych palcach, na przykład na kciuku albo małym palcu. A kiedy indziej mam fazę na kolczyki, bardzo duże i ciężkie. Albo noszę tylko perły. Przez dwa miesiące nosiłam taki kolczyk z jedną malutką perełką w jednym uchu. Podobają mi się rzeczy, które można zakładać i na szyję, i na rękę, i na włosy. Lubię też drobiazgi, które dostałam od mamy. I takie ze złota i takie tańsze. Wygrzebuję takie cuda z jej szuflady – Mamo, nie nosisz tego, to jest super! Biorę! Mama się śmieje, że to jakiś staroć, a ja noszę to non stop przez dwa miesiące. Sama też często kupuję sobie biżuterię, dostaję też sporo od projektantów, ale ona jest ostentacyjna, przestylizowana, bo musi być widoczna na wybiegu. Uwielbiam kombinować, mieszać różne style. Tak samo jest z ubraniami. Kocham modę i sprawia mi przyjemność bawienie się, zestawianie różnych elementów.

Robisz to z dobrym skutkiem, bo uchodzisz za jedną z najlepiej ubranych modelek na świecie. Znalazłaś się nawet na liście najlepiej ubranych gwiazd, opublikowanej przez magazyn Harper’s Bazaar. Podobno masz też talent do urządzania wnętrz. Sama urządziłaś swój apartament w Nowym Jorku.

Anja Rubik: Nie tylko urządziłam, sama nawet malowałam ściany! Na ciemnogranatowo. No dobrze, nie całkiem sama, z pomocą Saszy. Odbijałam sobie w ten sposób to, że nie mam czasu na rysowanie, które ostatnio bardzo zaniedbałam. Kiedyś dużo rysowałam, głównie portrety modelek. Ciągle sobie obiecuję, że jak będę miała trochę wolnego czasu, to do tego wrócę.

Z tym będzie chyba trudno.

Anja Rubik: Rzeczywiście, z wolnym czasem u mnie słabo. W tym roku miałam tylko dwa tygodnie wakacji. Oczywiście nikt mnie nie zmusza do pracy, po prostu żal mi rezygnować z ciekawych propozycji. Wiadomo, że jeśli to są jakieś mniej ważne sesje, to mogę je sobie przekładać, ale zazwyczaj na rzecz tych ważniejszych. I tak w ostatnich latach zmieniło się na lepsze o tyle, że stać mnie na to, żeby rezygnować z niektórych zleceń. Już nie muszę robić wszystkiego, co mi proponują.

A czy jesteś już na takim etapie kariery, że możesz sobie wybierać osoby z którymi pracujesz?

Anja Rubik: Jeśli robię okładkę dla Vogue’a brytyjskiego czy niemieckiego, mogę wybrać fotografa, z którym chciałabym pracować, nawet powiedzieć, jaki chcę mieć make up, włosy, i że na okładce musi być moje imię i nazwisko. Mam to szczęście, że dziś nawet propozycji z Vogue’a nie muszę brać w ciemno. Zdarza się, że mój agent odrzuca taką sesję, bo miałabym pozować z nieznaną modelką. A czasami ja sama po prostu mam obawy. W ubiegłym roku dostałam propozycję pozowania do słynnego kalendarza Pirelli. Zrezygnowałam, chociaż to było zawsze moje marzenie. Zdjęcia robił wybitny Terry Richardson, a on jest nieobliczalny. Bałam się pozować mu nago, bo nie wiedziałam jaki będzie efekt. Za to pojawię się w tegorocznej edycji kalendarza Pirelli, którą fotografował Karl Lagerfeld. Wiedziałam, że na planie będę się czuła komfortowo, znałam cały team, no i miałam pewność, że Karl nie zrobi niczego w złym guście, niczego, co ocierałoby się o wulgarność.

Czy przy tak wielkim doświadczeniu i Twojej pozycji w branży denerwujesz się jeszcze przed ważną sesją? Jak sobie radzisz ze stresem?

Anja Rubik: Ze stresem nie mam już problemów. Moim głównym wrogiem, z którym walczę, jest zmęczenie. Ale mam na nie sposoby. Oszukuję się (śmiech). Kiedy pracujemy w studio, gdzie nie ma okien, jest już 18 godzina zdjęć i ja zaczynam padać, to wtedy wmawiam sobie, że nie jestem zmęczona, że właśnie zaczynamy, że to jest dopiero początek dnia, jestem rześka i pełna energii. I ten mój organizm jest taki naiwny, że się na to nabiera. Poza tym staram się spać tak dużo i często, jak się da. Nawet kilkuminutowa drzemka pomaga się zregenerować, kiedy często zmienia się strefy czasowe. Piję też bardzo dużo wody i mam swój patent, żeby wszędzie pić wodę tej samej marki. Zauważyłam, że to bardzo pomaga utrzymać organizm i układ pokarmowy w równowadze. W ogóle takie stałe rytuały pomagają się jakoś trzymać, w takim gorącym okresie, gdy bardzo dużo pracuję i podróżuję. Jednym z nich jest kawa z miodem codziennie rano. Ostatnio zdałam sobie sprawę, że mam tylko trzy takie stałe rzeczy w życiu: moją rodzinę, wodę i tę kawę z miodem (śmiech).

Na pewno nie można powiedzieć tego o modelingu. W tym zawodzie szybko odchodzi się na emeryturę. Jak długo zamierzasz pracować jako modelka?

Anja Rubik: Tak długo, jak długo ci najlepsi będą chcieli ze mną pracować. Kiedyś 27-latka, jak ja, mogła się wybierać na emeryturę, a dziś większość najlepszych modelek jest w moim wieku. Ta granica się przesunęła. Kobiety nie chcą, żeby krem dla czterdziestolatek reklamowała 15-latka. Wracają dziewczyny z ery supermodelek. Naomi Campbell, Kate Moss. Pomaga w tym bardzo Photoshop. Przecież zmarszczki i niedoskonałości można wyczyścić. A skoro znane nazwisko wciąż się sprzedaje, to po co inwestować w nowe twarze? Zauważyłam też, że duże firmy coraz bardziej doceniają to, że klienci kojarzą twarz modelki z marką. Dlatego coraz częściej firmę kilka sezonów z rzędu reklamuje ta sama modelka, co jeszcze kilka lat temu byłoby nie do pomyślenia. Widzę to też po sobie. Zrobiłam już dwie kampanie dla Fendi, jedną po drugiej, niedługo zdjęcia do trzeciej. A jak propozycje przestaną się pojawiać? Zniknę i zajmę się czymś innym. Może moim magazynem, może rysowaniem, projektowaniem?

Na razie jednak jesteś wciąż na szczycie. Czy jest jeszcze coś, co możesz zrobić jako modelka? Coś o czym marzysz, co chciałabyś jeszcze osiągnąć w tym zawodzie?

Anja Rubik: Pamiętasz, mówiłam ci o tej liście fotografów, z którymi chciałabym pracować… Przez te lata wykreślałam kolejne nazwiska. Spełniło się więcej, niż mogłabym sobie wymarzyć. Ale dwa jeszcze zostały. Poza tym, zawsze jest coś do udowodnienia sobie i innym. Na początku marzysz o zrobieniu jednej kampanii, a kiedy już się uda, ambicja nie daje ci spokoju i podpowiada: „Powtórzyć tę kampanie to dopiero jest wyczyn…” 

Rozmawiała Agnieszka Jastrzębska



Poprzedni wpis Następny wpis

Mogą Ci się również spodobać