Nie jest tajemnicą, że zegarki to Pana wielka pasja – skąd się wzięła?
Piotr Rączyński: Myślę, że ta pasja gdzieś głęboko we mnie drzemała już dawno, a ujawniła się w pełni, kiedy przygotowywaliśmy się do otwarcia pierwszych salonów Apart. Jeżdżąc po świecie zachwycałem się eleganckimi salonami jubilerskimi, gdzie obok wyrafinowanej biżuterii eksponowano również piękne zegarki. Od początku wiedziałem, że właśnie takie salony powinien mieć Apart – nie tylko z ekskluzywną biżuterią, ale i z ekskluzywnymi zegarkami. Gdzie tych zegarków szukać? Oczywiście w Szwajcarii. Tak zacząłem odwiedzać najbardziej prestiżowych producentów zegarków, najstarsze manufaktury, gdzie powstają dzieła najlepszych zegarmistrzów na świecie. To tam, właśnie w szwajcarskich manufakturach, dokonywałem już profesjonalnych zakupów dla naszych salonów i całkowicie poddałem się czarowi zegarków. Ta fascynacja trwa do dziś.
Pamięta Pan pierwszą wyprawę do tych manufaktur? Jakie to były marki, jakie zegarki?
Piotr Rączyński: Pierwszymi manufakturami, z którymi rozpoczęliśmy negocjacje były Vacheron Constantin, Jaeger-LeCoultre, Zenith i Breitling. Pamiętam, że wielkie wrażenie zrobiła na mnie wtedy wizyta w Vacheron Constantin – to jedna z najstarszych manufaktur na świecie, powstała w 1755 roku. Poczułem się tam jak w laboratorium kosmicznym. Pełen rygor, najwyższe standardy czystości, rzadko dopuszcza się tam ludzi spoza firmy, a jeśli już dostąpi się tego wyróżnienia, to trzeba założyć sterylną odzież. Zegarki składane są ręcznie, w maksymalnym skupieniu, cała finezja polega na precyzyjnym zespoleniu całego mechanizmu. Naprawdę pracują tam najwięksi mistrzowie. Obserwując ich pracę po raz pierwszy poczułem, że zegarek to coś więcej niż czasomierz, że może on być dziełem sztuki.
Jak przekonuje się właścicieli słynnych marek, żeby to właśnie Panu i firmie Apart powierzyli reprezentowanie ich w Polsce?
Piotr Rączyński: Szwajcarskie manufaktury bardzo ostrożnie dobierają partnerów do współpracy, dlatego te negocjacje są trudne i bardzo długotrwałe. Z niektórymi firmami pertraktowaliśmy nawet pięć lat. To naprawdę żmudny proces wymagający wielkiej cierpliwości, pokory i sporych predyspozycji dyplomatycznych. Ale ta precyzyjna selekcja kontrahentów jest niezbędna, żeby renoma firmy budowana przez dziesięciolecia, a czasem nawet stulecia, nie doznała najmniejszego uszczerbku. Tym większa satysfakcja, kiedy największe światowe marki wybierają Apart na swojego reprezentanta.
Jako pierwsi zaczęliście sprowadzać do Polski te ekskluzywne marki. I nie da się ukryć, że to w dużej mierze zasługa firmy Apart, że w ostatnich latach znacznie rozwinęła się u nas kultura ekskluzywnych zegarków. Kiedyś wystarczył byle jaki, aby tylko wskazywał godzinę. Teraz zegarek coraz częściej jest traktowany jako wyznacznik statusu.
Piotr Rączyński: Rzeczywiście przez wiele lat w Polsce, ta kultura zegarka praktycznie nie istniała. Nikt nie przywiązywał wagi ani do marek, ani do jakości. To zaczęło się zmieniać wraz z przeobrażeniami polityczno-ustrojowymi. Chociaż też nie od razu. Najpierw były ubrania, samochody, kosmetyki… Ale ludzie w końcu zaczęli przywiązywać coraz większą wagę do zegarków. Pojawiło się przeświadczenie, że lepiej mieć jeden dobry, droższy zegarek niż kilka byle jakich. Oczywiście nie każdego stać na najlepsze marki. Ale od momentu, kiedy społeczeństwo stało się zamożniejsze, widzimy, że ludzie kupują coraz odważniej, czasem nawet kilka zegarków, na różne okazje: wyjście wieczorowe, na rower, na grę w golfa, do nurkowania.
Przyświecała Panu taka idea, żeby zbudować tę kulturę zegarków w Polsce, czy to po prostu wyszło przy okazji realizowania Pana pasji?
Piotr Rączyński: Przyznam się, że robiłem to świadomie, nawet można powiedzieć, że z pewnym zacięciem pedagogicznym (śmiech). Podróżując, obserwowałem jak ta kultura noszenia zegarków wygląda w Europie Zachodniej i oczywiście zdawałem sobie sprawę, że w Polsce jest ogromna praca do zrobienia. Bardzo chciałem, aby Polacy otworzyli się na piękne zegarki, żeby zaczęli przywiązywać do nich wagę. Dziś mogę być dumny, że ta moja filozofia, polegająca na inwestowaniu w dobry zegarek, a nawet posiadania ich kilku, na różne okazje, zaczyna się przyjmować. Traktuję to jako swój prywatny sukces.
A proszę powiedzieć szczerze, kiedy po raz pierwszy sprowadził Pan do Polski te wszystkie luksusowe, bardzo drogie zegarki, nie bał się Pan, że za pół roku będzie Pan musiał je wszystkie ładnie zapakować i odwieźć do Szwajcarii, bo w Polsce nikt nie będzie chciał ich kupować?
Piotr Rączyński: Na pewno takie myśli miałem… Mimo, że z reguły należę do optymistów, to czułem, że nie będzie łatwo. Ale w życiu wychodzę z założenia, że aby coś osiągnąć trzeba zaryzykować. W tym przypadku to ryzyko się w stu procentach opłaciło.
Zdarza się Panu oceniać ludzi po zegarku?
Piotr Rączyński: No nie, to chyba zbyt mocno powiedziane. Ale przyznaję, że zegarek sporo może powiedzieć o kimś, kto go nosi, i dać pewne przesłanki, czy znajdę z taką osobą porozumienie. Najprzyjemniej jest kiedy fascynat zegarków wpada na drugiego fascynata, wtedy można rozmawiać godzinami, bo w zegarkach – tak jak w dziełach sztuki – naprawdę można się zakochać.
A jakie zegarki kupują Polacy? Jesteśmy odważni, czy zachowawczy?
Piotr Rączyński: Jeśli to jest pierwszy zegarek, to zdecydowanie Polacy stawiają na klasykę. Pod tym wzgledem jesteśmy społeczeństwem dość tradycyjnym, konserwatywnym. Pewnie wynika to też z tego, że dobry zegarek nie jest tani, więc jeśli stać nas na jeden, musi być uniwersalny, tak żeby pasował na różne okazje. Ale tak jak wspomniałem w ostatnich kilku latach coraz częściej obserwuję, że nasi klienci nie poprzestają na jednym egzemplarzu. Zaczynają traktować zegarek jako ważny element wizerunku, a nawet, jeśli są to już modele z najwyższej półki, wręcz jako inwestycję, bo z czasem takie zegarki nabierają wartości.
Jakie zegarki uchodzą za te najbardziej eleganckie? Złote, wysadzane kamieniami, czy wręcz przeciwnie, stonowane, nierzucające się w oczy?
Piotr Rączyński: To akurat jest uzależnione od rynku. W krajach Bliskiego Wschodu zegarki są dużo bardziej ostentacyjne. Generalnie chodzi o to, żeby od razu rzucało się w oczy, że są drogie, mają dużo złota i dużo drogich kamieni. Z kolei w Europie Zachodniej, podobnie jak w Polsce elegancki zegarek to zegarek dyskretny, wysublimowany, w żadnym wypadku wyzywający. Czyli z okrągłą kopertą, ze szlachetnego materiału: złota lub platyny, z bardzo delikatnymi wskaźnikami, na skórzanym, czarnym lub brązowym pasku.
Czy to znaczy, że zegarki na bransolecie to dziś oznaka złego smaku?
Piotr Rączyński: Niekoniecznie, zegarki na bransolecie są to zegarki sportowe, które wręcz powinny mieć bransoletę. Teraz bardzo popularny jest również kauczuk. Ale jeśli miałbym wskazywać na klasyczną elegancję, to chyba jednak bardziej typowy będzie skórzany pasek. Co innego zegarki dla kobiet. Kolekcje dedykowane paniom, z zasady są bardziej „biżuteryjne”. Mają więcej kamieni szachetnych, ozdobne bransolety z białego lub żółtego złota, albo z platyny. Ale też trzeba pamiętać, że kobiety zupełnie inaczej kupują zegarki, niż mężczyźni. Kobieta kupuje zegarek, tak jak samochód – ważny jest wygląd, kolor, a to co jest pod maską już nie ma takiego znaczenia. Oczywiście generalizuję i jest znaczna grupa pań, która przywiązuje wagę do marki, mechanizmu.
No właśnie, a jak się powinno kupować zegarek? Spontanicznie, czy może z namysłem?
Piotr Rączyński: Taki naprawdę dobry zegarek to poważny wydatek – kilku, czasem kilkudziesięciu tysięcy. Poza tym kupuje się go na lata, a nie na jednorazowe wyjście, w związku z tym moim zdaniem nie powinno się robić tego pochopnie. Sugerowałbym więc dobrze się zastanowić i z obserwacji naszych klientów wiem, że faktycznie podejmują przemyślane decyzje. Na przykład w Łodzi, klient przychodził do naszego salonu pięć razy, za każdym razem poświęcając przynajmniej godzinę na dyskusję z naszym wytrawnym sprzedawcą, zanim dokonał ostatecznego wyboru. To był Breitling z limitowanej kolekcji za ponad 100 tysięcy złotych. Ale przy tak wysokich kwotach tak dokładne rozważanie decyzji jest zrozumiałe.
A co jest największym snobizmem wśród wielbicieli zegarków? Najnowsze modele, czy może vintage?
Piotr Rączyński: Chyba przede wszystkim serie limitowane. Takie kolekcje, produkowane przez najlepsze manufaktury, liczą pięćset, sto, a czasem nawet jedynie kilka sztuk. Każdy zegarek ma swój numer, można odnaleźć go w katalogach największych domów aukcyjnych. O takich modelach mówi się w środowisku. Pamiętam, że na 250-lecie Vacheron Constantin powstały tylko trzy specjalne modele jubileuszowe, które na zamkniętej aukcji zostały sprzedane za kilka milionów. Podobnie jak pojedynczy unikatowy model, przygotowywany na tę okazję pod okiem największych mistrzów. To był zegarek w kształcie jaja, trochę w stylu słynnych jaj Fabergé. Inkrustowany złotem, drogimi kamieniami, powstawał aż cztery lata. Absolutne dzieło sztuki. Ten zegarek również sprzedano na aukcji, za ponad 3 miliony dolarów. Oczywiście to są unikaty, dla prawdziwych koneserów, kolekcjonerów, którzy traktują zegarki bardziej jak dzieła sztuki, niż przedmioty użytkowe. Chociaż również i zegarki z regularnych kolekcji prestiżowych manufaktur, takich jak Vacheron Constantin, można śmiało traktować jako inwestycję, bo wiele modeli z upływem czasu, na aukcjach osiąga dziesięciokrotność swojej pierwotnej ceny.
Z pewnością pamięta Pan swój pierwszy ważny zegarek w życiu, może to taki, który rozpoczął Pana kolekcję?
Piotr Rączyński: Ten rzeczywiście pamiętam doskonale (śmiech). Darzę go szczególnym sentymentem. To zegarek z limitowanej serii Jaeger-LeCoultre, jednej z pięciu najlepszych manufaktur na świecie. Wykonany z 18-karatowego złota, ozdobiony kilkunastoma kamieniami szafirowymi i rubinami. Ma funkcję pokazujacą datę, fazy księżyca. To zegarek mechaniczny, z siedmiodniową rezerwą chodu.
Co to znaczy, że zegarek jest mechaniczny i ma rezerwę chodu?
Piotr Rączyński: Generalnie zegarki dzielimy na kwarcowe, mechaniczne i automatyczne. Kwarcowe działają dzięki bateriom, są bardzo popularne, wygodne i dokładne. Mechaniczne, to zegarki nakręcane przez koronkę. W zależności od klasy zegarka nakręca się go raz dziennie, co dwa dni, a niektóre nawet raz na tydzień, to te produkowane w naprawdę renomowanych manufakturach, bo to już wyższy stopień wtajemniczenia. Są również zegarki automatyczne, najbardziej zaawansowane technicznie, wymyślone w XX wieku. Mają automatyczną sprężynę, którą uruchamia naturalny ruch naszej dłoni, kiedy nosimy na niej zegarek. Nie trzeba go więc nakręcać.
Jest jeszcze marka czy model zegarka, o którym Pan marzy?
Piotr Rączyński: Myślę o jednej z najbardziej prestiżowych manufaktur na świecie – Vacheron Constantin. Tam zainteresowało mnie kilka modeli i nie jest wykluczone, że w niedługim czasie skuszę się na jeden z nich.
A wracając do pana kolekcji. Ma Pan w niej taki zegarek, który chciałby Pan, aby był traktowany jako pamiątka rodzinna, którą Pana dzieci będą przekazywać z pokolenia na pokolenie?
Piotr Rączyński: Jest w rodzinie piękny zegarek po dziadku z 18-karatowego złota, z dewizką, ma sporo ponad sto lat… Taka pamiątka przechodząca z pokolenia na pokolenie. Takim zegarkiem jest również właśnie ten mój pierwszy Jaeger-LeCoultre, do którego mam największy sentyment. Jest najpiękniejszy i najdroższy mojemu sercu. Jestem z niego dumny. I chciałbym, żeby rzeczywiście moja córka, którą już zaraziłem swoją pasją do zegarków, odziedziczyła go, a potem przekazała swoim dzieciom, wspominając, że ten zegarek był kiedyś początkiem pięknej, rodzinnej historii.
Nosi go Pan czasem, czy jest już tak wyjątkowy, że tylko leży sobie w pudełeczku?
Piotr Rączyński: Oczywiście, że go noszę! Zakładam go na wyjątkowe okazje. W ubiegłym roku miałem go na przyjęciu z okazji 25-lecia Apartu. Poza tym zegarki trzeba nosić, bo poza funkcją ozdobną czy sentymentalną, zegarek powinien być użyteczny. Wtedy nie tylko cieszy, ale i pięknie wyznacza nam czas. Warto pamiętać, że o te dobre zegarki, kiedy ich nie nosimy, też trzeba odpowiednio zadbać. Na przykład przechowywać w rotomatach. Rotomat to specjalne urządzenie, które utrzymuje pracę zegarka, wprawiając go w ruch. Mamy do wyboru trzy prędkości obrotowe 650, 800 i 900, wybierane w zależności od tego, na jak długo zostawiamy zegarek w rotomacie. Można odłożyć go na noc, albo na kilka dni i po wyjęciu z rotomatu, wcale nie musimy go nastawiać, on nadal perfekcyjnie chodzi, tak jakbyśmy go nie zdejmowali z ręki. Rotomaty wyglądają jak eleganckie pudełka – wykonane z bardzo szlachetnych odmian drewna, czasem ze skóry, pluszu. Mają różną wielkość i pojemność: na jeden, dwa, czasem cztery zegarki. Zdarzają się też bardzo ekskluzywne na kilkanaście zegarków, jak dostępny tylko w naszych salonach rotomat Time Mover V8 Monaco, ekskluzywnej firmy Buben&Zörweg, który może pomieścić aż 16 modeli. To właściwie już nie pudełko tylko imponująca szafa wykonana z mahoniowego drewna z ręcznymi wykończeniami z włoskiej skóry, która oprócz miejsca na te 16 zegarków ma również wbudowany własny zegar, barek na trunki oraz humidor na cygara.
Ma Pan w swojej kolekcji już tyle zegarków, że potrzebuje Pan takiego rotomatu?
Piotr Rączyński: Mam mniejsze rotomaty, tak dużego jeszcze nie posiadam, ale biorąc pod uwagę ten głód zegarkowy, który wciąż odczuwam – niewykluczone, że za jakiś czas będzie mi potrzebny (śmiech).
Rozmawiała Agnieszka Jastrzębska