W zaledwie trzy lata po skończeniu krakowskiej PWST stała się jedną z najpopularniejszych aktorek młodego pokolenia. Widzowie polubili ją za rolę Basi Jasnyk w serialu „Teraz albo nigdy”, ale wygląda na to, że to dopiero początek kariery 27-letniej Katarzyny Maciąg. Już w styczniu na ekrany kin wchodzi komedia romantyczna „Randka w ciemno”, w której zagrała główną rolę. Zapowiada się kolejny kasowy sukces, bo reżyserem jest Wojciech Wójcik, a obok Kasi pojawią się tam takie gwiazdy jak Bogusław Linda, Borys Szyc i Lesław Żurek.
Główna rola w filmie fabularnym to chyba marzenie każdej aktorki. Pani się udało, właśnie skończyła Pani zdjęcia do „Randki w ciemno”, za kilka tygodni premiera…
Katarzyna Maciąg: Rzeczywiście takie propozycje nie zdarzają się codziennie. Dla mnie to tym bardziej ekscytujące, że to moja pierwsza główna rola filmowa, a dla kobiet, jak wiadomo, w ogóle niewiele jest takich propozycji w polskim kinie. To było dla mnie duże wyzwanie. Na planie spędziliśmy cztery tygodnie, kręciliśmy nie tylko w Polsce, ale i na Południu Francji, w Nicei, a także w Londynie.
Brała Pani udział w castingu, czy producenci od razu wiedzieli, że to Panią chcą mieć w głównej roli?
Katarzyna Maciąg: Oczywiście był casting, bardzo długi zresztą. Moja bohaterka to młoda dziewczyna, studentka anglistyki, która ma pewien mały problem… właściwie nie wie czego chce od życia i siebie samej. Zostaje porzucona przez starszego mężczyznę, w filmie gra go Bogusław Linda. No, a że jest to komedia romantyczna, to tylko początek miłosnych perypetii w których swój udział mają też Borys Szyc i Lesław Żurek. Generalnie dużo się zakochuję w tym filmie! (śmiech)
To trochę tak, jak w życiu. W jednym z wywiadów mówiła Pani, że jako nastolatka była Pani bardzo kochliwa.
Katarzyna Maciąg: Nadal jestem! Myślę że z tego się nie wyrasta. Bez przerwy się zakochuję… w ciekawych ludziach, którzy mnie fascynują swoją pracą, inteligencją, poczuciem humoru, pięknem, które mają w sobie. Od nich czerpię inspirację i siłę. Z takich spotkań rodzą się nie tylko miłości, ale i przyjaźnie.
W Pani branży chyba trudno o przyjaźnie, showbiznes jest przecież bardzo powierzchowny…
Katarzyna Maciąg: Co nie znaczy, że nie mam przyjaciół wśród aktorów czy reżyserów. Chociaż rzeczywiście w moim zawodzie tej powierzchowności w kontaktach nie da się uniknąć. Spotykamy się przy jakimś projekcie, spędzamy razem kilka intensywnych dni czy tygodni, a potem jest kolejny projekt i kolejne znajomości. To taka praca, każdy stara się podchodzić do tego profesjonalnie.
To jak znaleźć tych prawdziwych przyjaciół?
Katarzyna Maciąg: Mam wiele szczęścia, bo kilka z moich przyjaźni przetrwało z dawnych czasów, dzieciństwa, studiów. Przychodzi moment, że zaczynamy doceniać to, że ktoś tak dobrze i długo nas zna.
Czuje Pani, że ludzie, których Pani teraz poznaje chcą się z Panią przyjaźnić bo widzą w tym jakiś interes, bo imponuje im Pani popularnością?
Katarzyna Maciąg: Raczej nie odczuwam wśród nowych znajomych interesowności. Może gdybym była producentem filmowym, a nie aktorką rzeczywiście opłacałoby się ze mną przyjaźnić. A tak, niestety, nie jestem w stanie im niczego załatwić (śmiech). Zresztą jako aktorka, sama jestem uzależniona od bardzo wielu osób i szczęśliwych zbiegów okoliczności. Aktorstwo to zawód, którego nie da się wykonywać w pojedynkę.
U Pani wybór zawodu nie był taki oczywisty od początku. Najpierw przez dwa lata studiowała Pani germanistykę na Uniwersytecie Warszawskim.
Katarzyna Maciąg: Szczerze mówiąc od zawsze marzyłam o aktorstwie, ale chyba nie bardzo wierzyłam, że to marzenie może się spełnić. Pewnie stąd mój wybór innych studiów. Myślami od początku byłam w szkole teatralnej. W czasie moich studiów na wydziale germanistyki częściej można mnie było zobaczyć w teatrze niż na zajęciach. Przez rok bardzo solidnie przygotowywałam się do egzaminów do szkoły teatralnej. Dużo czytałam, bardzo pomagał mi w tym pan Jan Młodawski.
Po szkole dość szybko udało się Pani zaistnieć, debiutowała Pani u Jerzego Stuhra w „Korowodzie”.
Katarzyna Maciąg: Rzeczywiście miałam sporo szczęścia. Pan Jerzy uczył mnie na drugim roku, a na czwartym zaproponował mi rolę w swoim filmie.
Zdawała sobie Pani sprawę z tego, jaka to wielka szansa?
Katarzyna Maciąg: No właśnie nie do końca. Może dlatego, że to w ogóle było moje pierwsze doświadczenie na planie. Nie miałam pojęcia, że to jest takie duże przedsięwzięcie, odpowiedzialność, że ten film będzie pokazywany na festiwalach, że będzie się o nim mówiło. Po prostu pojawiłam się na próbach, a potem stanęłam przed kamerą, zagrałam swoje sceny. Nie miałam żadnego porównania, więc wydawało mi się, że tak po prostu zawsze to wygląda.
Aktorzy często powtarzają że szkoła teatralna jest jak bezpieczny inkubator, gdzie mogą rozwijać się artystycznie, ale nikt nie uczy tam, jak potem radzić sobie w zawodzie. Że często ich oczekiwania i plany rozmijają się z rzeczywistością, z rynkiem, na którym panuje bardzo duża konkurencja. Pani przeżyła takie rozczarowanie?
Katarzyna Maciąg: Nie, szczerze mówiąc, ani w szkole ani zaraz po niej, nie miałam wyobrażenia o swojej przyszłej karierze. Nie miałam precyzyjnej wizji, że tego chcę, a tego nie. Dawałam się nieść temu, co samo do mnie przychodziło. A akurat przychodziło dużo i to propozycje, których się nie spodziewałam. W sumie okoliczności decydowały za mnie. Bo nigdy bym nie podejrzewała, że ktoś mógłby mnie zobaczyć na przykład w takim kontekście, jak bardzo popularny serial. A tak się stało, zaproszono mnie na casting…
… i tak dostała Pani rolę w „Teraz albo nigdy” i z dnia na dzień stała się jedną z najbardziej rozpoznawanych młodych aktorek. Zdawała sobie Pani sprawę, że wszystko wydarzy się tak błyskawicznie?
Katarzyna Maciąg: Nie spodziewałam się, że to będzie miało tak ogromną siłę rażenia. Że promocja w tego typu przedsięwzięciach stanowi tak dużą część pracy i często wysuwa się na pierwszy plan. Przy czym to nie jest taka typowa promocja, jak powiedzmy dawniej, że aktorzy jeździli po Polsce i spotykali się z widzami. Teraz wszystko rozgrywa się w internecie. Mogę nie wychodzić z domu, nie pokazywać się nikomu, a i tak tam jestem, w wirtualnym świecie. Większość rzeczy dzieje się poza mną zupełnie nie mam na to wpływu. Jakbym to nie była ja, tylko jakiś awatar.
Uwiera Panią ta popularność, to, że portale i gazety piszą o Pani?
Katarzyna Maciąg: Na pewno nie można na to narzekać to byłoby bliskie paranoi. Podejmując pewne decyzje powiedziałam A. Nikt przecież nie zmuszał mnie do podpisania kontraktu na „Teraz albo nigdy” czy „Randkę w ciemno”. A z drugiej strony wiadomo, że to czasem trudne mierzyć się z tymi mniej przyjemnymi konsekwencjami popularności. Na przykład kiedy czytam coś czego nigdy nie powiedziałam…
… albo, że ma Pani brzydkiego narzeczonego…
Katarzyna Maciąg: No nie, takie historie to mnie akurat śmieszą. Zresztą informacje z plotkarskich portali dochodzą do mnie tylko pośrednio, bo sama na nie nie wchodzę. To chyba po prostu kwestia smaku, albo kogoś kręci odwiedzanie takich stron i pasuje mu ta estetyka, albo nie.
Ja tego nie śledzę.
A ogląda się Pani w serialach i filmach?
Katarzyna Maciąg: Nie mam telewizora, więc na bieżąco nie śledzę kolejnych odcinków. Oglądam całą serię, kiedy jest wydana na płytach, robię to jednorazowo. To pozwala mi zobaczyć więcej, mija czas, mam więcej dystansu, śledzę historię odcinek po odcinku. Jestem w stosunku do siebie wymagająca, rzadko jestem zadowolona z efektów mojej pracy.
Na szczęście widzowie i krytyka Panią chwalą. Co decyduje o tym że przyjmuje albo odrzuca Pani rolę?
Katarzyna Maciąg: Do tej pory wielu ról nie odrzuciłam. Ale zdarzało się, że musiałam dokonać wyboru i najczęściej cierpiały na tym propozycje z teatru. Ale taka jest prawna konsekwencja pewnych decyzji. Jeśli przyjęłam rolę w filmie czy serialu, to wiadomo, że muszę się wywiązać z kontraktu, co oznacza na przykład, że jeśli w tym czasie przyjdzie propozycja z teatru, to nie mogę jej przyjąć.
A pieniądze? Bierze je Pani pod uwagę przy podejmowaniu decyzji zawodowych?
Katarzyna Maciąg: Na pewno nie jest to podstawowe kryterium. Na kilka intratnych propozycji się nie zdecydowałam.
Jaka Pani jest prywatnie? Podobna do swoich filmowych bohaterek?
Katarzyna Maciąg: Trudno powiedzieć. Zresztą chyba nie ma sensu porównywać się z fikcyjnymi postaciami, one żyją wymyślonym życiem. Moje jest prawdziwe, a w prawdziwym życiu nic nie jest czarno-białe. Na przykład staram się być poukładana, bo tak łatwiej funkcjonować, ale raz mi się to udaje, innym razem nie. Moja praca z jednej strony wymusza na mnie pewne zorganizowanie, bo jeśli zdjęcia zaczynają się o 5 rano, to jestem o tej porze na planie i tyle. Z drugiej strony ta sama praca dezorganizuje mi życie, bo nie pracuję codziennie od 9 do 17, tylko pracuję czasem w zupełnie wariackich godzinach i cyklach. Na szczęście w ogarnianiu zobowiązań zawodowych bardzo pomagają mi moi agenci, którzy dbają o to, żebym wszędzie zdążyła na czas i o niczym nie zapomniała. To ogromny komfort. A w życiu prywatnym na razie nie odczuwam potrzeby, żeby żyć pod linijkę i daję się ponieść intuicji.
Jeśli chodzi o biżuterię, w serialu i filmie pojawia się Pani w biżuterii, ale prywatnie, jak widzę nie nosi jej Pani wcale.
Katarzyna Maciąg: No właśnie, jak widać (śmiech). Na pewno w pracy mam szczęście do biżuterii Apartu, bo moje postacie mają z nią często do czynienia. W serialu jak wiadomo moja mama pracuje w salonie z biżuterią . W „Randce w ciemno” też pojawi sie pewien drogocenny drobiazg. A co tu kryć, do moich dżinsów i trampek na co dzień niekoniecznie by pasowała diamentowa kolia, ale w szczególnych sytuacjach, dlaczego nie? (śmiech).
Rozmawiała Agnieszka Jastrzębska