Wywiady

Magdalena Kumorek – nie-celebrytka z wyboru

Widzowie pokochali ją jako Ankę w serialu „Przepis na życie”. I chociaż bardzo lubi tę rolę, to ostrożnie podchodzi do popularności, którą jej przyniosła. Od Warszawy woli spokojniejszy Wrocław, od nocnego życia i bankietów – wieczór w domu z mężem i dziećmi. Aktorka Magda Kumorek udowadnia, że można być na fali, nie będąc jednocześnie sensacją kolorowej prasy.

Lubi Pani swoją Ankę z „Przepisu na życie”?

Lubię. Za optymizm i za to, że nie poddaje się nawet w najcięższej sytuacji.

Pani bohaterka na początku znajduje się w poważnym dołku, zostawia ją mąż, traci pracę, a na dodatek okazuje się, że jest w ciąży. Czy Panią, w życiu, przeciwności losu rozkładają na łopatki, czy wręcz przeciwnie, stawiają do pionu i motywują do działania?

Bywa różnie, choć bilans jest raczej dodatni. Nauczyłam się dwóch ważnych rzeczy: po pierwsze, każde uczucie, zarówno to okropne-obezwładniające, jak i to piękne-uskrzydlające, kiedyś minie. Nic nie trwa wiecznie. A po drugie wiem, że wszystko, co się dzieje, ma swój sens, tylko nie zawsze jesteśmy w stanie od razu go dostrzec. Te przemyślenia najczęściej pomagają mi zbierać się do działania.

Sukces serialu przerósł oczekiwania i produkcji, i samych aktorów. Czy od początku wierzyła Pani w ten projekt?

Już na etapie czytania scenariusza wiedziałam, że ma duży potencjał. Dobry tekst, świetna obsada i cudowna ekipa realizująca serial to, jak widać, przepis na sukces.

A jednak podobno miała Pani wątpliwości, czy przyjąć tę rolę?

Miałam, ale z powodów osobistych. Chwilę wcześniej urodziłam córeczkę i nie planowałam tak szybko wracać do pracy.

Produkcja już potwierdziła, że będzie czwarta seria. Czy kiedy kończy się kolejna, ma Pani, jak wielu artystów, poczucie pustki i nie może sobie znaleźć miejsca, czy wręcz przeciwnie, płynnie adaptuje się Pani do takiej sytuacji?

Prawdę mówiąc, nie mam miejsca na pustkę, bo w domu czeka na mnie wytęskniony mąż i dwoje dzieci. Wpadam więc z jednego wiru, zawodowego, w drugi – domowy. I dobrze mi z tym.

Serial powstaje w Warszawie, ale na stałe mieszka Pani we Wrocławiu. Skomplikowana operacja logistyczna przy dwójce dzieci…

Nie jest tak źle. Ninka jest ze mną na planie, a Franek podczas roku szkolnego zostaje w domu. Ale widujemy się często.

Pewnie odkąd gra Pani w „Przepisie na życie”, często odpowiada Pani na pytania dotyczące gotowania. Czy Pani gotuje i czy ma Pani popisowe dania?

Gotuję i bardzo to lubię. Jestem wegetarianką i w takiej kuchni się specjalizuję.

Przed „Przepisem na życie” grała już Pani wcześniej główną rolę w serialu „Samo życie”, jednak po dwóch latach zrezygnowała Pani i producenci musieli poszukać innej aktorki. Dlaczego? I czy trudno było zrezygnować z kariery, która nabrała takiego tempa? Wiele aktorek o takim początku kariery może tylko pomarzyć.

Przyjmując propozycję w „Samym życiu” byłam bardzo młodą, kompletnie nieukształtowaną aktorką. W natłoku dni zdjęciowych, godzin spędzonych na planie serialu, nie mogłam znaleźć przestrzeni dla siebie, by zdecydować, jak i gdzie chcę pracować. Dlatego konieczna była ta przerwa, żebym miała szansę określić się sama dla siebie.

Żałowała Pani kiedyś tej decyzji?

Nigdy.

Skończyła Pani też szkołę muzyczną. Czy dla nastolatki ta szkoła to była radość, czy nużący obowiązek?

Raczej smutny obowiązek. Dlatego po 9 latach przerwałam edukację. Chociaż dziś bardzo się cieszę, że umiem grać na fortepianie i że trochę tej edukacji muzycznej liznęłam.

Pozostało także śpiewanie, bo aktorstwo to nie jedyna Pani aktywność sceniczna. Śpiewa Pani z dużymi sukcesami na przeglądach piosenki aktorskiej i poetyckiej. Zbiera Pani świetne recenzje. Czy kiedykolwiek powstał dylemat: aktorstwo czy śpiewanie?

Na szczęście jakoś tak się układa, że mogę łączyć te dwie dziedziny.

W filmie, serialu, nad Pani wizerunkiem pracują kostiumolodzy. A na co dzień jaki Pani lubi styl?

Ubieram się przede wszystkim wygodnie. Tylko na większe wyjścia szukam bardziej wyszukanych kreacji.

A biżuteria? Ma Pani ulubione drobiazgi?

Na co dzień noszę tylko obrączkę, czasem kolczyki. Mam kilka drobiazgów na większe okazje, ale jestem raczej biżuteryjną minimalistką.

Za to w „Przepisie na życie” nie rozstaje się Pani z czerwoną bransoletką Apart, którą Anka dostała od Jerzego. Czy ta serialowa bransoletka jest w Pani stylu?

Tak, ale osobiście nosiłabym ją w duecie lub tercecie.

Rozmawiała Agnieszka Jastrzębska

Poprzedni wpis Następny wpis

Mogą Ci się również spodobać