Wywiady

Tomasz Karolak – wywiad

Sympatię widzów przyniosła mu postać ciapowatego policjanta Szczepana Żałody w serialu „Kryminalni”, potem była już główna rola w hitowym serialu „39 i pół”, udział w takich filmowych hitach jak „Testosteron”, „Nie kłam kochanie”, „Lejdis”, „Miłość na wybiegu” i Telekamera Teletygodnia dla najlepszego aktora. Kto by pomyślał, że do szkoły teatralnej zdawał aż cztery razy! Na szczęście w jego przypadku powiedzenie do trzech razy sztuka się nie sprawdziło, bo gdyby odpuścił, dziś pewnie nie byłby jedną z najpopularniejszych polskich gwiazd. Ten rok zdecydowanie należał do niego.

Tylko nam Tomasz Karolak zdradza czy dżinsy i skórzana kurtka na Telekamerach były prowokacją, jak radzi sobie z męską próżnoś­cią, ile razy się oświadczał i czy grozi mu kryzys wieku średniego.

Na tę rozmowę umawialiśmy się kilka miesięcy. Jest Pan tak bardzo zapracowany, czy tak bardzo nie lubi Pan wywiadów?

Tomasz Karolak: Rzeczywiście wywiadów udzielam mało i raczej za nimi nie przepadam. Mam teorię, że jeżeli pojawiam się w kinie i w telewizorze, to i tak jest już mnie dużo, nie powinienem jeszcze do tego wyskakiwać z każdej gazety, a mimo to ciągle ukazują się gdzieś moje wypowiedzi, których nigdy nie udzieliłem. Z drugiej strony, kiedy już się dam namówić na wywiad, to trudno znaleźć mi czas, bo zawodowo jestem ostatnio w totalnym kołowrocie. Mówi się, że aktor narzeka zawsze w dwóch przypadkach: albo że ma za dużo pracy, albo że nie ma wcale. Mam ten komfort, że teraz jestem w tej pierwszej grupie.

To oznacza chroniczny brak czasu, ale i dużą popularność. Zwłaszcza dzięki występom w serialach. Pan ją lubi?

Tomasz Karolak: Nie ekscytuję się nią. Zdaję sobie sprawę, że widzowie zaprzyjaźniają się z bohaterami seriali i widzą ich w aktorach. Oglądają nas w telewizji, a potem traktują jak swoich kumpli, chociaż w realu rzadko mamy cokolwiek wspólnego z granymi postaciami. Często mi się zdarza, że obcy ludzie poklepują mnie po ramieniu na ulicy. Może niekoniecznie mi to odpowiada, ale staram się do tego przyzwyczaić, po prostu.

To znaczy, że gdyby dziś pojawiła się kolejna propozycja z serialu, odmówiłby Pan?

Tomasz Karolak: Szczerze mówiąc w tym momencie jestem już zwyczajnie zmęczony serialami. Gram w nich od paru dobrych lat, najpierw w „Kryminalnych”, potem w „39 i pół”. To jest wymagająca, codzienna praca od rana, po kilkanaście godzin. Wtedy na nic innego nie ma już czasu. Natomiast absolutnie nie uważam, że to czas stracony. Miałem szansę popracować przed kamerą, nauczyć się z nią być. Poniekąd dzięki tym doświadczeniom jestem dziś tu, gdzie jestem. Teraz pracuję dużo nad filmami fabularnymi i w teatrze. W tym sezonie pojawię się aż w trzech przedstawieniach. Lubię być na scenie, kontakt z żywą publicznością jest jednym z najwspanialszych przeżyć aktorskich. A gdyby znów zadzwonili z telewizji? Pewnie bym się zastanowił. Wszystko zależy od tego jaka by to była rola.

Czy to nie jest tak, że w Polsce aktor po prostu nie może sobie pozwolić na to, żeby nie grać w serialu?

Tomasz Karolak: Zwłaszcza jeśli chce kupić samochód i mieszkanie. Cały czas rola w serialu jest dla aktora darem Bożym. Oczywiście dobra rola, w dobrym serialu. Chociaż jestem daleki od krytykowania kolegów, którzy grają w telenowelach, bo również na tego rodzaju rozrywkę jest zapotrzebowanie. Po to zostajemy aktorami, żeby grać. A to kto w czym gra, to już jest jego indywidualna sprawa.

Zawsze istnieje niebezpieczeństwo, że utknie się tam na zawsze. A to, że Pan nie trafił do telenoweli to był świadomy wybór? Nie kusiły Pana łatwe pieniądze, które można było dorobić do teatralnej pensji?

Tomasz Karolak: Jakoś nie. Pojawiały się propozycje telenoweli, ale nie skorzystałem. Może dlatego, że byłem absolutnie zdeterminowany teatralnie. Dla mnie długo liczyła się tylko ta opcja. Po szkole przez dziewięć lat pracowałem wyłącznie na scenie i pewnie przez to miałem w sobie mocno zakorzeniony rodzaj specyficznego snobizmu. Serial też początkowo wydawał mi się czymś o wiele mniej wartościowym niż teatr. To zawsze jest ten dylemat: aktor sobie może mówić, że nie chce grać w telewizji, dopóki nie przyjdzie propozycja. U  mnie obyło się bez większych rozterek, bo to wszystko powoli jakoś samo się działo. Na początku w „Kryminalnych” miałem niewielką rolę, która nie wydawała mi się zagrożeniem dla moich ambicji. Traktowałem ją czysto finansowo i nie miałem pojęcia, że postać aspiranta Żałody tak się rozwinie. Może przez to, że nie czułem wielkiego ciśnienia i wygadywałem sobie luźno te moje kwestie, ta rola rosła, aż w pewnym momencie dała mi popularność wśród widzów.

No właśnie Pan to często powtarza, że nie ma Pan ciśnienia na karierę. A mimo wszystko ją Pan robi.

Tomasz Karolak: Na pewno szczęście mi sprzyja. Ale myślę, że pomaga też to, że poza aktorstwem interesuje mnie jeszcze wiele innych rzeczy. To daje fajny dystans. Mam wrażenie, że reżyserzy też go doceniają i dlatego mnie zatrudniają. Chcą mieć aktora, który ma trochę szerszą perspektywę. Przed szkołą teatralną studiowałem resocjalizację na Uniwersytecie Warszawskim. Ostatecznie nie zrobiłem dyplomu, ale zaliczyłem cztery lata – psychologia, socjologia, filozofia – pewnie to były najważniejsze cztery lata w rozwoju młodego chłopaka.

Ale to nie wystarczało, chciał Pan być aktorem.

Tomasz Karolak: Moje pobudki były dwojakiego rodzaju – te dość płytkie, o których wielokrotnie mówiłem, czyli chęć zaimponowania dziewczynom, ale chyba takim głównym powodem dla którego zdawałem do szkoły teatralnej było to, że bardzo wciągnął mnie ruch amatorski, w którym działałem. Mówienie poezji ze sceny zaczęło mi się po prostu bardzo podobać. To, że ludzie mnie słuchali,  że jakoś to przeżywali.

Pochodzi Pan z wojskowej rodziny. W domu nie było pomysłu, żeby poszedł Pan tą drogą?

Tomasz Karolak: Był, zwłaszcza mój tata swego czasu mocno go forsował. Na szczęście rodzice potrafili uszanować moje wybory. A wojsko zupełnie mnie nie interesowało, zresztą miałem dosyć tego wojska w domu – w sensie dyscypliny, munduru ojca wiszącego w szafie.

Do szkoły teatralnej dostał się Pan dopiero za czwartym razem. Ktoś inny pewnie dawno by się zniechęcił, ale Pan nie odpuścił.

Tomasz Karolak: Za pierwszym razem się nie dostałem, bo nie byłem przygotowany. Ale za drugim i trzecim, byłem tuż pod kreską, więc wiedziałem że coś we mnie jest, że to jest ten kierunek, że brakuje mi tylko dopracowania kilku szczegółów.

Gdyby dziesięć lat temu ktoś Panu powiedział, że zrobi Pan taką karierę, będzie jednym z najbardziej popularnych aktorów w Polsce, uwierzyłby Pan?

Tomasz Karolak: Skąd! Po pierwsze, jak już wspominałem byłem pewien, że moja praca będzie ograniczać się do teatru. Może gdzieś tam po cichu marzyłem o jakiejś roli w filmie. I tyle. A dokładnie dziesięć lat temu, w 99 roku, następowała we mnie wielka przemiana. Z jedenastoma kolegami aktorami i z Mikołajem Grabowskim, który obecnie jest dyrektorem Teatru Starego opuszczaliśmy Kraków i wyjeżdżaliśmy na tak zwaną artystyczną banicję do Łodzi. Byłem przekonany, że około 7-8 lat będę tam pracował, a potem wrócę razem z całym zespołem do Krakowa. Ta banicja okazała się zresztą dla nas świetnym doświadczeniem, bo Teatr Nowy w Łodzi pod wodzą Mikołaja Grabowskiego odniósł wtedy duży sukces artystyczny. Między innymi Mikołaj zaprosił, już wówczas seniora Kazimierza Dejmka, do zrealizowania swojej ostatniej skończonej sztuki czyli „Snu Pluskwy” Tadeusza Słobodzianka. Zostałem asystentem Dejmka przy tym przedstawieniu, to była dla mnie wielka szkoła.

Ale do Krakowa Pan już nie wrócił…

Tomasz Karolak: Nie. W Łodzi mieszkałem cztery lata. Tyle trwała ta przygoda, która ostatecznie wypchnęła mnie do Warszawy…

… i do popularności. Co się takiego stało, że teatr przestał Panu wystarczać?

Tomasz Karolak: Powód był banalny. Warszawa jest bardzo drogim miastem i jak tu przyjechałem okazało się, że teatralna pensja nie wystarcza na życie, więc żeby się utrzymać muszę poszukać dodatkowych źródeł zarobkowania. Pierwsza moja rola teatralna w Warszawie to była „Merlin. Inna historia” Tadeusza Słobodzianka, ale równolegle pracowałem też nad rolą w komercyjnym przedstawieniu „Testosteron”. To sztuka napisana przez Andrzeja Saramonowicza, który w duecie z Tomaszem Koneckim nakręcił potem jego filmową wersję (oraz m.in. „Lejdis”, „Pół-Serio” przyp. red.). Ale wcześniej było ich „Ciało”, w którym dostałem rolę Goldiego. Potem trafiłem na casting do „Kryminalnych” i jakoś tak się to wszystko gładko ułożyło.

Szczepan Żałoda, którego grał Pan w „Kryminalnych”, delikatnie mówiąc nie był amantem. Lekka nadwaga, wąs i kiepskie ciuchy.

Tomasz Karolak: Tacy faceci też są na świecie, więc czemu ich nie pokazywać? Moim zadaniem jest grać jak najlepiej to, co dostaję. Jeśli już podejmuję się jakiejś roli to staram się najpełniej nad nią pracować. Pokazanie pewnej obciachowości u Żałody wymagało wyciągnięcia przeze mnie swojego własnego obciachu. I okazało się, że ludzie polubili mnie nie za to, że jestem jakimś super-amantem, tylko za to, że coś fajnego powiedziałem, albo że mam jakiś luz, albo że wyszła mi jakaś scena.

Ale mi chodzi o taką zwykłą męską próżność. Dostaje Pan rolę, która przynosi Panu popularność, ale gra Pan nieatrakcyjnego, ciapowatego policjanta. Trudno na to podrywać dziewczyny, albo trafić na listę najseksowniejszych aktorów.

Tomasz Karolak: To prawda (śmiech). Ja przez te bite dwa lata chodziłem z wąsem! Żadna kobieta nie obejrzała się za mną na ulicy. A tak serio, ja nie czekałem na taką popularność. Zresztą złudzeń pozbyłem się już wcześniej, kiedy po raz pierwszy zobaczyłem się na ekranie w filmie „Duże zwierzę” Jerzego Stuhra . Do tamtego momentu wydawało mi się że jestem przystojny (śmiech). Dopiero po latach zacząłem swój wygląd „misiaka” uważać za atut.

Ale ja pamiętam Pana z teledysku „Sen” Edyty Bartosiewicz, gdzie wyglądał Pan bardzo przystojnie. Umięśniony, rozebrany – trudno byłoby powiedzieć o Panu „misiek”.

Tomasz Karolak: No, ale proszę pani, to było 15 lat temu!  Generalnie jestem typem dużego faceta, taką przytulanką. Tyle, że w zależności od okresu w życiu, czasem jestem tym miśkiem bardziej, a czasem mniej.

To zależy od apetytu?

Tomasz Karolak: Nie ukrywam, lubię dobrze zjeść. Włoska kuchnia, makarony… Umiem coś tam ugotować, ale przez ostatnie kilka lat nie miałem na to czasu. Właściwie to jem w restauracjach albo to, co ugotują kucharze na planach filmowych. Generalnie jak mi jest w życiu dobrze, czuję się zaopiekowany, to jestem bardziej miśkiem. A jak są perturbacje, to jest mnie mniej.

Według tej teorii, powinien Pan być teraz „bardziej miśkiem”. Przynajmniej zawodowo ostatni rok był dla Pana bardzo dobry. Pojawiły się nie tylko sukcesy polegające na tym, że dostaje Pan role, ale też i sukcesy wynikające z tego, że jest Pan w tych rolach doceniany: Telekamera dla najlepszego aktora, tytuł Mężczyzna Glamour…

Tomasz Karolak: Nie wiadomo kiedy i za co aktor zostanie doceniony. Czasem zdarza się zupełnie przypadkowa rola i nagle okazuje się, że się podoba. Nie ma na to recepty. Ostatnio zawodowo mi się wiodło, ale nie wiem czy jeszcze kiedykolwiek dostanę jakąkolwiek nagrodę. Powiem szczerze, że aktorstwo bardzo wiążę ze swoim życiem prywatnym. Ja po prostu jak jestem wykończonym człowiekiem, to jestem wykończonym aktorem. A jak jestem radosnym człowiekiem, to jestem radosnym aktorem. Generalnie chodzi o prawdę. To jest moja bardzo niepopularna teza, że człowiek który stara się żyć w prawdzie, stara się też tę prawdę pokazać w roli.

A jak pojawiają się te nagrody, to Pan sobie myśli, że to Pana zasługa, że jest Pan taki świetny, taki prawdziwy, czy bardziej splot pomyślnych wydarzeń?

Tomasz Karolak: Atmosfera na planie, ludzie, to wszystko wpływa na to, czy aktor czuje się bezpiecznie i jaki jest efekt jego pracy. Pewnie gdyby nie producentka Justyna Pawlak, to bym w „39 i pół” nie zagrał wcale. To ona mnie namówiła do przyjęcia tej roli, bo na początku tego nie czułem. Jak się ostatecznie okazało, dla mnie była to szczęśliwa decyzja. I z perspektywy czasu cieszę się, że się zdecydowałem, bo wyszedł z tego bardzo fajny projekt.

Czyli to, co powiedział Pan o trzeciej serii „39 i pół”: „Jest tak beznadziejna, że żałuję, że muszę w tym grać”, to plotki?

Tomasz Karolak: Oczywiście. Nic takiego nie powiedziałem. Uważam nawet, że trzecia część jest lepsza niż druga. Podobno powiedziałem też, że nie ma mowy, żebym zagrał w czwartej części. Tyle, że tej czwartej części nigdy nie było w planach. Od początku mówiliśmy o 39 i pół odcinkach.

Skoro dementujemy plotki, to może skomentuje Pan zamieszanie jakie wybuchło po tym, gdy odebrał Pan Telekamerę. Krytykowano Pana za ubranie, że z rozmysłem zlekceważył Pan nagrodę, wielkie święto i kolegów, przychodząc na Galę Telekamer w skórzanej kurtce i dżinsach.

Tomasz Karolak: Przyjechałem na tę galę prosto z planu zdjęciowego, tak jak stałem. Nie zdążyłem się przebrać. Poza tym zupełnie nie spodziewałem się, że coś tam dostanę. I była żenada… No, ale co miałem zrobić? Nie odebrać nagrody, nie wyjść na scenę, bo nie włożyłem marynarki? Dopiero by było…

Pan przywiązuje uwagę do tego jak wygląda?

Tomasz Karolak: Ostatnio się staram, ale nie jest to coś co mi spędza sen z powiek.

A pamięta Pan jakie było największe ciuchowe marzenie z Pana młodości?

Tomasz Karolak: Markowe adidasy! Mieć oryginalne buty, które kosztowały całą pensję rodziców, to było coś. Wtedy się nie udało, ale teraz kupuję, gdzie tylko mogę, fajne trampki i buty sportowe.

A biżuteria?

Tomasz Karolak: Jedyna biżuteria jaką uznaję to zegarek. Pamiętam swój pierwszy – rosyjską Slavę, którą dostałem na Pierwszą Komunię. Potem długo nie przywiązywałem wagi do zegarków. Chyba po prostu do tego trzeba dojrzeć. Dla mnie zegarek stał się ważnym atrybutem dopiero jakiś czas temu. Uważam, że tak samo jak samochody, zegarki mają duszę. Ostatnio moim faworytem, zwłaszcza w ekstremalnych wyprawach typu Himalaje jest automatyczny zegarek Edox Class 1. Tam się sprawdza znakomicie, jest  moim nieodłącznym towarzyszem – supermocny, wręcz pancerny, wykonany z tytanu, który jest używany do produkcji megaszybkich łodzi motorowych, czytelny, ciężki, męski.

A biżuteria dla kobiet? Zna się Pan na tym?

Tomasz Karolak: Nie mam o niej pojęcia. Chociaż zdarzyło mi się wybierać pierścionek zaręczynowy. Dwukrotnie! Za pierwszym razem nie doszło do małżeństwa. Drugi kupowałem na szybko, nie zdążyłem znaleźć odpowiedniego z brylantem… No i wyszła z tego awantura, rozczarowanie. W związku z tym ślubu oczywiście też nie było. Z tego wniosek, że następnym razem do wyboru pierścionka zaręczynowego powinienem podejść z większą rozwagą.

Tomasz Karolak – ustatkowany? To byłoby coś nowego. Chociaż… zbliża się Pan do czterdziestki, a dla mężczyzny to podobno moment przełomowy.

Tomasz Karolak: To jest przełom na pewno.

Kupi Pan sobie sportowy samochód i obcisłe ciuchy?

Tomasz Karolak: Samochód sportowy już mam… i to nie jeden, tylko w sumie chyba z osiem… Jakoś tak…

Sam pan o nie dba?

Tomasz Karolak: Nie mam czasu. Zresztą wolę oddawać je w ręce fachowców.

Gdzie Pan je trzyma?

Tomasz Karolak: W garażu. Zabawne, że każdy pyta o to gdzie je trzymam? Zamiast: co mają pod maską, jak się nimi jeżdzi?

A ma Pan w ogóle czas nimi jeździć?

Tomasz Karolak: Jasne. Jak chcę się pobawić, to biorę jakieś starsze auto, a kiedy chcę żeby wszyscy mi dali spokój to jeżdżę takim, co to szybko się przemieszcza i nie bardzo rzuca się w oczy.

A wracając do tego przełomu czterdziestolatka. Boi się Pan, że dopadnie Pana kryzys wieku średniego?

Tomasz Karolak: Raczej nie. Bardziej ciekawy jestem co się będzie ze mną działo? Jak się będę zmieniał? Cały ten okres między trzydziestką a czterdziestką, tak się złożyło, był dla mnie bardzo intensywny. Dokładniej od 33 roku życia, zawodowo nie wiem gdzie ręce włożyć. I to jest fajne. Na razie zdecydowanie żyję chwilą i nie wyobrażam sobie siebie w domowych pieleszach. Jednak spodziewam się, że to się będzie zmieniać. Właściwie to mam nadzieję, że tak się stanie. Chciałbym spróbować takiego życia, bo przecież nie wiem co to znaczy. Chociażby dlatego, że takie role pewnie też będę musiał kiedyś grać, więc dobrze byłoby mieć jakieś doświadczenie. Jakoś tak czuję, że po czterdziestce pojawią się refleksje typu miłość, rodzina, dom i może rzeczywiście w końcu się ustatkuję…

Rozmawiała Agnieszka Jastrzębska

Poprzedni wpis Następny wpis

Mogą Ci się również spodobać