Wywiady

Maciej Zień – dotrzymuje danych sobie obietnic

Najbardziej znany polski projektant mody. Jeszcze przed trzydziestką doczekał się własnej wystawy w Muzeum Narodowym.  Jego kreacje noszą takie gwiazdy, jak Aneta Kręglicka, Grażyna Torbicka, Jolanta Pieńkowska, Andy McDowell czy Eva Herzigova. Nam Maciej Zień opowiada o swojej nowej roli wykładowcy i zdradza kulisy wspólnej pracy z Apart nad wyjątkową kolekcją biżuterii „This is Your Life”.

Swoją karierę zaczynałeś jako bardzo młody chłopak. Ponad 10 lat temu stworzyłeś własną markę i od tego czasu pracujesz na bardzo wysokich obrotach. Miałeś taki moment, kiedy poczułeś się wypalony?

Maciej Zień: Nie. Ja tak bardzo lubię to co robię, że to chyba niemożliwe. Mogę mieć momenty, kiedy jestem po prostu bardzo zmęczony i muszę naładować baterie, ale nigdy nie było dnia, żebym miał wątpliwości i zaczął się zastanawiać: a może moda to nie to, a może powinienem robić coś innego? Mogę znudzić się wieloma rzeczami, ale nie modą. Nie wyobrażam sobie bez niej życia. Nawet jak wyjeżdżam odpocząć, to trzeciego dnia już zaczynam rysować te moje sukienki…

Jak myślisz, czy teraz młodym projektantom łatwiej zrobić karierę, niż wtedy, kiedy Ty zaczynałeś?

Maciej Zień: To kwestia charakteru – jeden początkujący będzie siedział i narzekał, że nic się nie da zrobić, a inny będzie ostro piął się w górę i mówił, że to proste. Moim zdaniem zdolni i pracowici zawsze zostaną docenieni. Zresztą trudno mi to porównywać, bo dziś patrzę na branżę z zupełnie innej perspektywy. Mam własne dobrze prosperujące atelier, butiki, stałe klientki, dwa razy w roku robię pokaz, więc tak naprawdę dawno już nie mam kontaktu z rzeczywistością, w której funkcjonują młodzi projektanci. Na pewno wiele się zmieniło, chociażby w kwestii partnerów pokazów i sponsorów. Na rynku pojawiły się firmy takie jak Apart, który moim zdaniem bardzo wiele zrobił dla polskich projektantów, również tych młodych, których wspiera od początku kariery.

Ty też od niedawna wspierasz młodych projektantów. Prowadzisz warsztaty, staże. Jak się czujesz w roli wykładowcy?

Maciej Zień: Świetnie. Cieszy mnie to, że mogę dzielić się swoim doświadczeniem z młodymi ludźmi. Nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo jest to potrzebne, jak wiele osób chce tego słuchać. Niedawno pojawił się pomysł, aby na warszawskiej ASP stworzyć wydział mody, gdzie mieliby wykładać czynni zawodowo projektanci. Uważam, że to doskonały pomysł, bo tak naprawdę w Polsce nie ma gdzie ani od kogo uczyć się mody. Ludzie nie chcą tracić czasu na nudne studia, które będą faszerować ich wiedzą typu: „różnice między lnem a bawełną”, albo „różne modele maszyn do szycia i farbowania”. Przecież to im się do niczego nie przyda. Zamiast tego trzeba im otwierać głowy, pracować nad wyobraźnią. I to jest bardzo fajne wyzwanie. Uważam też, że młodzi ludzie, którzy chcą projektować, powinni odbywać jak najwięcej staży. Im dłuższy staż, tym lepiej. Dobrze jest się uczyć tego zawodu w praktyce, bo jeśli popełniasz błąd, to płaci za niego ten, u kogo się uczysz, a nie ty. Jak zepsujesz sukienkę, to za materiał swojego szefa, a nie swój.

Ty sam bardzo wcześnie postanowiłeś, że będziesz projektantem.

Maciej Zień: Odkąd pamiętam, ciągle coś wymyślałem, projektowałem, wyciągałem mamie z szafy różne materiały, ścinki i próbowałem coś z nich robić. Wtedy swoje wyobrażenie o tym świecie wielkiej mody budowałem na podstawie programu „Bliżej świata” – to był przegląd najlepszych programów telewizji satelitarnych. Tam na końcu zawsze prezentowali jakiś pokaz mody, zawsze do tej samej charakterystycznej piosenki „Wonderful Life” Blacka, która chyba wszystkim do dziś kojarzy się z wybiegiem dla modelek. Co niedziela czekałem na ten program i utwierdzałem się w przekonaniu, że właśnie to chcę robić w życiu – być projektantem, takim jak Dior czy Yves Saint Laurent, robić wielkie pokazy mody.

W dzieciństwie mamy różne marzenia, ale nieczęsto się zdarza, że przy nich zostajemy.

Maciej Zień: U mnie ta droga od początku była zaplanowana i bardzo konsekwentna. Poczynając od wyboru szkoły – Liceum Sztuk Plastycznych w Lublinie. Dobrze rysowałem i już w podstawówce zauważyła to moja nauczycielka plastyki, pani Cybulska. To ona zasugerowała, żebym wybrał to liceum. Potem jako 15-latek, podczas wycieczki do Paryża kupiłem książkę o Jean Paul Gaultierze. Tam przeczytałem, że on miał 17 lat kiedy zrobił swój pierwszy pokaz mody. Stwierdziłem, że zostały mi tylko dwa lata, więc czas brać się do roboty.

Problem w tym, że w Polsce wtedy nie bardzo było gdzie się uczyć mody.

Maciej Zień: Ja wymyśliłem sobie, że pójdę na praktyki do jednego z salonów w Lublinie. To był wtedy bardzo znany zakład, słynny na całą Polskę dzięki Jolancie Kwaśniewskiej która tam zamawiała swoje kreacje, w nim szyto też suknię ślubną dla pierwszej żony Krzysztofa Ibisza. Jako 15-letni chłopak zameldowałem się u właścicielki salonu, pani Grażyny, powiedziałem, że mogę robić wszystko: parzyć kawę, zamiatać, obojętnie, byle bym mógł się uczyć. Spędzałem tam masę czasu, bywało, że urywałem się z lekcji, żeby popracować nad projektami. Podpatrywałem jak się konstruuje ubrania, jak się upina tkaninę na manekinach – takie podstawy, które potem bardzo mi się przydały. I, co najważniejsze, pozwoliły mi osiągnąć cel – zrobić swój pierwszy pokaz mody w wieku 17 lat. Tak, jak sobie kiedyś obiecałem, a ja dotrzymuję danych sobie obietnic.

Miałeś propozycję stażu u Twojego idola Jeana Paula Gaultiera w Paryżu. Dlaczego się nie zdecydowałeś?

Maciej Zień: Bo w tym samym czasie pojawiła się możliwość otworzenia własnego atelier w Warszawie. Postanowiłem zaryzykować i wykorzystać tę szansę. Pomyślałem sobie: jestem jeszcze młody, mam czas. Jak nie wyjdzie, to wrócę do Paryża i spróbuję.

Ale się udało. Szybko zacząłeś ubierać gwiazdy.

Maciej Zień: Pierwszą była Renata Przemyk, wtedy jeszcze chodziłem do liceum. Byłem jej fanem. Uwielbiałem jej płytę „Tylko kobieta”. Po koncercie podszedłem do niej z teczką przygotowanych specjalnie dla niej projektów i powiedziałem: ja nie przyszedłem po autograf, przyszedłem, żeby panią ubierać. Rozbroiłem ją tą swoją bezczelnością. Renata razem ze swoją menadżerką zaczęły się śmiać: No dobrze, uszyj coś, zobaczymy. Jak nam się spodoba, to kupimy. Jeździłem do Krakowa na przymiarki i – rzeczywiście  – kiedy przywiozłem już gotowe ubrania, Renata kupiła kilka rzeczy. To mi dało takie przekonanie, że ja, młody chłopak, bo nie miałem jeszcze wtedy 18 lat, mogę wszystko. Nabrałem wiary w siebie. Poznałem Justynę Steczkowską i dla niej też zacząłem projektować. Potem dość szybko przeprowadziłem się do Warszawy. Pojawiły się pierwsze klientki, otworzyłem swoją pracownię, zatrudniłem krawcowe no i zrobiłem swój pierwszy profesjonalny pokaz. To było 11 lat temu, w Pałacyku Królikarnia.

W tym samym miejscu, gdzie niedawno z okazji dziesięciolecia Twojej firmy otwierałeś wystawę swoich kreacji pod patronatem Muzeum Narodowego. I to jeszcze przed trzydziestką.

Maciej Zień: Zawód projektanta, tak jak modelki, ma to do siebie, że powinno zaczynać się młodo. Im wcześniej, tym lepiej – to jest specyfika tej branży. Anja Rubik czy Ania Jagodzińska w wieku 20 lat były znane na całym świecie. Patrząc na takie osoby mogę sobie wyrzucać, że osiągnąłem za mało. Może powinienem być dalej, może zmarnowałem czas?

Chyba jednak nie. Nie każdy projektant ma swoją wystawę w Muzeum Narodowym. Moda, zwłaszcza współczesna, to nie jest typowy eksponat w tak prestiżowym miejscu.

Maciej Zień: Maciej Zień: A szkoda. Bardzo często bywam w Paryżu i zawsze zachwycało mnie to, że tam wystawy w muzeach są bardzo różnorodne. Cieszę się, że udało mi się przełamać panujący u nas stereotyp, że muzeum to tylko obrazy, rzeźby albo skorupy z wykopalisk. A przecież sztuka użytkowa może być równie ciekawa i wydaje mi się, że jednak mimo wszystko dużo bliższa ludziom. Ta jubileuszowa wystawa potwierdziła moje przeczucie, cieszyła się bardzo dużym zainteresowaniem.

Co sobie pomyślałeś, kiedy po raz pierwszy przeszedłeś po salach, w których były wystawione Twoje kreacje?

Wzruszyłem się. Czułem się, jakby w jednym miejscu zgromadzono całe moje życie. Każda sukienka to osobna historia, inne emocje, ważne momenty.

Masz takie kreacje, które darzysz szczególnym sentymentem?

Maciej Zień: Wiele. Właśnie na tej wystawie je pokazałem. Niektóre musiałem odtworzyć, ale sporo udało mi się wypożyczyć od moich klientek, oczywiście kreacje były podpisane, czyją są własnością. To była lista nazwisk ludzi w pewnym sensie bardzo mi bliskich, bo bardzo osobiście traktuję relacje z klientkami. A gdybym miał wybrać jakąś jedną wyjątkowo ważną dla mnie sukienkę, to chyba byłaby to ta z pasem bokserskim i białymi tiulowymi falbanami. Ona mocno zapadła mi w pamięć, pewnie dlatego, że była przełomem w mojej karierze. Mam też swoje ulubione motywy, które przewijają się w wielu kolekcjach. Na przykład motyw malw, które u mnie ewoluują – rozkwitają, rozpadają się, rozpływają w falbany. Wymyśliłem je w Musée D’Orsay w Paryżu, kiedy oglądałem obrazy Van Gogha. On malował niebo okręgami, które skojarzyły mi się z moimi malwami. Albo inny charakterystyczny dla mnie motyw: falbany mieszane ze strusimi piórami. Uwielbiam też szarfy, wstążki wiązane w kokardy w talii. No i oczywiście sukienki na gorsetach, podkreślające kobiece kształty.

Jak projektujesz swoje kolekcje?

Maciej Zień: Czasem inspiruje mnie tkanina, ale bywa, że szukam materiału pasującego do tego, co już wymyśliłem. Przy ostatniej kolekcji, którą pokazywałem w Teatrze Wielkim, moją inspiracją była mazurska łąka. Wpadłem na to spędzając krótki urlop na Mazurach. Jechałem polnymi drogami testując kabriolet – wokół tylko łąki, które tak pięknie szumiały, miały niesamowite kolory, odcienie, niezwykły zapach. Pamiętam, że pomyślałem sobie wtedy, po co szukać inspiracji gdzieś daleko? Po co silić się na Bahamy, Chiny, Indie? Tym inspirowali się już wszyscy. Może lepiej koncentrować się na tym, żeby być polskim projektantem i tu szukać inspiracji. Nie chcę jednak popadać w banał, iść na łatwiznę i wykorzystywać typowych polskich tematów, takich jak kierpce, chusty czy pasy łowickie, bo one wydają mi się już wyeksploatowane. Moje myślenie wędruje cały czas wokół takich rzeczy, które są, owszem polskie, ale nieoczywiste. Zaprojektowałem kolekcję inspirowaną Bałtykiem. Mam już pomysły na dwie kolejne.

Nie masz chwilami takiego poczucia, że w Polsce osiągnąłeś już wszystko, że tutaj niewiele już możesz zrobić, żeby przeskoczyć samego siebie?

Maciej Zień: Nie. Wciąż czuję, że się rozwijam, że mam jeszcze sporo do zrobienia. Mogę wzmacniać markę, rozszerzać swoją działalność. W czerwcu otwieram nowy salon w Warszawie. Będzie to piękne atelier modowe, a także butik Zień Home.

A myślałeś o tym, żeby samodzielnie zaprojektować biżuterię do swojej kolekcji?

Maciej Zień: Tak. Mam nawet za sobą takie doświadczenie. We współpracy z firmą Apart zaprojektowałem już raz specjalną kolekcję sylwestrową. Teraz przygotowujemy razem nową linię. Będzie się nazywała „This is Your Life”. Zdajemy sobie sprawę, że dotąd marki Zień i Apart kojarzyły się bardzo drogo i ekskluzywnie, dlatego teraz chcielibyśmy dotrzeć do trochę innego odbiorcy – młodego i przebojowego. To będą autorskie, wyjątkowe bransoletki – czerwona nitka, a na niej srebrne lub złote zawieszki, z których każdy będzie mógł ułożyć symbol swojej grupy krwi. A, B, 0, Rh+, Rh–. To będzie coś naprawdę wyjątkowego.

Na ile ważna w całej kreacji jest biżuteria?

Maciej Zień: Moim zdaniem dobrze ubrana kobieta ma też dobrze dobraną biżuterię. Bo to umiejętność zestawiania poszcze­gólnych elementów stroju decyduje o naszym stylu. Kiedy tworzę kolekcję, nie mogę zapominać o dodatkach. Mam jednak to szczęście, że od kilku sezonów przy moich pokazach współpracuję z Apartem, ta biżuteria dopełnia moje kreacje.

A Ty co lubisz w biżuterii?

Maciej Zień: Wszystko. Jako projektant nie mogę pozwolić sobie na to, że coś lubię bardziej albo mniej. Jest mi o tyle łatwiej, że projektuję dla kobiet, więc nie patrzę na biżuterię przez pryzmat własnego gustu. Lubię to, co mnie akurat inspiruje. W tym sezonie może mi się nie podobać na przykład białe złoto, bo mi nie pasuje do koncepcji, ale w następnym już jak najbardziej. Tak samo z perłami, brylantami, kryształami – wszystko zależy od sezonu i trendu.

Mówi się o Tobie, że w polskiej modzie nie ma drugiej takiej osoby, która, oprócz talentu do projektowania, miałaby takie zdolności marketingowe. Że Zień to dziś bardzo silna marka, najsilniejsza wśród polskich kreatorów.

Maciej Zień: Uważam, że wykonuję taki zawód, w którym biznes­plan i marketing jest niezbędny. To nie tylko siedzenie w pracowni i wymyślanie kreacji, a potem niech się dzieje z nimi co chce. To nie jest malowanie obrazów, gdzie malarz jest odpowiedzialny sam za siebie, wystarczy mu płótno, farby i dobry marszand. Zień to firma, która zatrudnia sporo ludzi. I ja muszę im co miesiąc wypłacić pensję. Nie wyobrażam sobie, że któregoś dnia im powiem: wiecie co, jakoś nie miałem weny, nie chciało mi się, więc tym razem wam nie zapłacę, bo nie ma z czego. Czuję się odpowiedzialny za moich pracowników.

To znaczy, że projektując kolekcję zastanawiasz się, czy ona się sprzeda?

Maciej Zień: Muszę brać pod uwagę, czy to, co szyję spodoba się klientkom. Jeżeli nie sprzedam połowy kolekcji, może być problem. Na szczęście nigdy się jeszcze coś takiego nie zdarzyło. Projekty, które pokazuję na wybiegu, bywają odważne, ekstrawaganckie, ale to jest specyfika pokazu mody, tam muszą być bardzo wyraziste modele.

Dlatego, tak jak na całym świecie, tak i ja do butiku przygotowuję specjalną kolekcję. To są nie tylko rzeczy, które były na pokazie, ale i ich odpowiedniki, bardziej dostosowane do klientek – jak mini, to odpowiednio dłuższe, jak dekolt to trochę delikatniejszy, większy wybór kolorów. Tak, aby moje klientki mogły je nosić poza wybiegiem i czuć się dobrze ubrane, a nie przebrane.

Rozmawiała Agnieszka Jastrzębska

Poprzedni wpis Następny wpis

Mogą Ci się również spodobać