Wywiady

ANDRZEJ SEWERYN – jeden z najwybitniejszych polskich aktorów

Zagrał pamiętne role w takich arcydziełach polskiego kina jak „Ziemia obiecana”, „Dyrygent”, „Ogniem i mieczem”, „Zemsta” czy „Pan Tadeusz”. 

W 1980 roku wyjechał do Paryża i tam spędził 33 lata. Jako trzeci w historii cudzoziemiec dołączył do Comédie-Française, jednego z najbardziej prestiżowych zespołów teatralnych na świecie. W 2010 roku powrócił na stałe do Polski i został Dyrektorem Naczelnym Teatru Polskiego w Warszawie.

Od stycznia 2011 roku kieruje Pan Teatrem Polskim w Warszawie. Z tego powodu wrócił Pan na stałe do Polski. Kiedy pojawiła się propozycja objęcia przez Pana dyrekcji Teatru Polskiego, długo Pan się nad nią zastanawiał?
Kilka lat wcześniej pojawiały się propozycje objęcia dyrekcji poważnej instytucji kulturalnej w kraju. Wtedy jakoś nie do końca było mi z tym po drodze, i te pomysły upadały. A tym razem uznałem, że to ma sens. To wiązało się też oczywiście z moim powrotem do kraju. Zakończyłem moją 20-letnią współpracę z Comédie-Française, zostałem socjetariuszem honorowym z prawem grania w Comédie-Française, ale już żadnych związków zawodowych poza tym z Francją nie mam i nie szukam. Moim miejscem pracy jest Teatr Polski i Polska.

poz001

Czy to była decyzja, z którą nosił się Pan długo? W końcu powrót do kraju po 33 latach to dość znacząca zmiana w życiu.
Powrót do kraju, to może niezbyt fortunne sformułowanie. Bo ja przecież w Polsce pracowałem od 1989 roku bardzo aktywnie. Najlepszy dowód, że kiedyś w plebiscycie czytelników „Filmu” byłem razem z nieżyjącym już Romanem Wilhelmim, Danielem Olbrychskim, Tadeuszem Łomnickim i Piotrem Siwkiewiczem nominowany w kategorii: Najlepsi aktorzy w najlepszych filmach. Nie było więc żadnej mojej permanentnej nieobecności od czasu, kiedy to w czerwcu 1989 roku zagrałem Ryszarda III u Feliksa Falka. Miałem wrażenie, że przez widzów byłem postrzegany wciąż jako polski aktor i bardzo się z tego cieszyłem. Ale ten powrót chodził za mną, bo ja wiedziałem, że bez Polski żyć nie mogę. Zresztą we Francji, gdzie się tylko dało, to słowo polskie było przeze mnie propagowane, czy też publicznie używane.

33 lata na obczyźnie, a nie słychać u Pana cienia obcego akcentu, co u wielu Polaków przebywających stale zagranicą się zdarza. To pięknie o Panu świadczy.
A wie Pani, że córka zaraz po powrocie moim do Polski, coś jednak wychwyciła: Tato, Ty masz jakiś akcent… Myślę, że tego już nie słychać (śmiech).Te moje częste wizyty w Polsce spowodowały, że w świadomości publiczności na polskiej scenie byłem jednak obecny. I to mi sprawia ogromną radość. I tym bardziej ta praca w Teatrze Polskim ma dla mnie głęboki, społeczny sens. Ale tego nie da się oczywiście realizować przy pustej sali…

… ale odkąd Pan jest dyrektorem Teatru Polskiego, nie ma tu mowy o pustej sali.
Moja działalność publiczna, kiedy jeżdżę po Polsce, mam spotkania z ludźmi, kiedy gram, to wszystko przybliża widza do Teatru Polskiego i to jest moja radość.

A najbliższa Pana sercu premiera w Teatrze Polskim?
Każda! Czy Pani wyobraża sobie, że ja mógłbym zaryzykować teraz wymyślenie jakiejś premiery szczególnej dla mnie, na przykład „Króla Leara”? To co powiedzieliby moi aktorzy, grający w innych przedstawieniach?! (śmiech) Nie, nie, nie, każda z tych premier jest inna, ale każda mieści się w linii programowej naszego teatru. To jest teatr otwarty – dwa ostatnie na to dowody to: „Pożar w burdelu”, który u nas gościł czy też rezydencja teatru z Gardzienic. I kiedy widzę setki młodych ludzi, którzy przychodzą do nas czy na „Pożar w burdelu”, czy na „Króla Leara”, to jest to kolejny dowód na to, że Teatr Polski jest również teatrem młodych.

A czy to było w Pana zamyśle, kiedy obejmował Pan Teatr Polski? Żeby odmłodzić widownię?
Nie, ja nie rozróżniam widzów na lepszych i gorszych. Moim celem nie jest ani widz 50+ ani 20+, ani z tak zwanej grupy komercyjnej 4+. Staram się, aby wszystko co Teatr Polski oferuje było najwyższej jakości. Od repertuaru, poprzez grę aktorską, kostiumy, scenografię, po kwestie techniczne, żeby scena była profesjonalnie oświetlona, aktorzy dobrze nagłośnieni, a na widowni były komfortowe, wygodne fotele dla widzów. Trzeba widzowi zapewnić komfort obcowania z przedstawieniem. Dzięki temu będzie chciał tu przychodzić.

poz002

To doskonale świadczy też o tym, że jako dyrektor teatru jest Pan nie tylko artystą, ale też świetnym managerem.
Dyrektor teatru nie może być tylko artystą, musi być też gospodarzem. Oczywiście mam wspaniałych współpracowników, profesjonalistów w swoich dziedzinach. A przez pięć lat mojej obecności tutaj tylko jeden rok był bez remontu – od sceny, widowni poprzez zabezpieczenia przeciwpożarowe, akustykę. We wrześniu 2015 roku Teatr Polski zacznie wreszcie funkcjonować na pełnych obrotach.

To muszą być ogromne koszty…
I tu ukłon w stronę naszych sponsorów, mecenasów, pośród których jest również Apart ze swoją marką zegarków Albert Riele. To jest prestiżowy brand, ma klasę, renomę, co nie jest dla nas bez znaczenia. Bardzo serdecznie dziękujemy za wspomaganie naszej pracy. To jest zresztą ciekawy fenomen w wolnej Polsce – okazuje się, że nawet takie teatry jak nasz, państwowy, o prestiżu historycznym, teatr przez który przeszli wszyscy najwybitniejsi polscy aktorzy, reżyserzy, scenografowie, okazuje się, że nawet taki teatr bez mecenatu, również prywatnego, nie mógłby funkcjonować. Sponsorzy chcący wspierać kulturę, to zjawisko godne prawdziwego szacunku. Oni robią to w sposób niezwykle odpowiedzialny. W takich momentach przy­-pomina mi się anegdota z czasów rządów Winstona Churchilla, kiedy przychodzi do niego jeden z ministrów mówiąc, że jest wojna i trzeba wprowadzić oszczędności. To co pan proponuje? – pyta Churchill. – No trzeba obciąć wydatki na kulturę… Na to premier odpowiada: A o co wtedy będziemy toczyli tę wojnę?!

Rola mecenatu w teatrze to też taki powrót do jego korzeni.
Oczywiście, nie zapominajmy, że teatr publiczny, finansowany z publicznych pieniędzy ma zaledwie 250 lat, wcześniej utrzymywał się tylko z prywatnych pieniędzy mecenasów.

poz004

Dziś mam wrażenie, że teatr jest w bardzo dobrym momencie. Zrodził się bardzo pozytywny snobizm na chodzenie do teatru. Czeka się na premiery, rezerwuje wcześniej bilety…
Niezmiernie mnie to cieszy. Ludzie nie muszą, a przychodzą. I wracają. Rozpoznaję już twarze wielu widzów.

Ale to też zasługa repertuaru. Tego, że ma Pan na tyle dużo wyobraźni, żeby zaprosić do Teatru Polskiego projekt „Pożar w burdelu”, który, że użyję tego słowa, jest teraz jednym z bardziej hipsterskich wydarzeń na warszawskiej scenie. Świadczy to o sporej artystycznej czujności…
To są bardzo aktualne treści, celnie obserwujące i komentujące współczesną rzeczywistość. Z dużym wyczuciem, humorem. One są też bardzo dobrze napisane po polsku. I to, co mnie cieszy szczególnie, to fakt, że twórcy „Pożaru w burdelu” uznali, że Teatr Polski jest miejscem atrakcyjnym. Oni nas nie traktują jak jakąś konserwę zatęchłą, pajęczynę i starców. Cieszy mnie, że ja z tym pokoleniem 30-40-latków mam wspaniały kontakt. Doskonale się rozumiemy. Kiedy oni się śmieją, to ja też się śmieję, kiedy ich coś denerwuje, ja też się denerwuję. W sytuacji, kiedy w społeczeństwie mówi się o przepaści pokoleniowej odnajduję, swoich braci trzy dekady młodszych i zapraszam ich na swoją scenę.
I gramy! Razem!

poz003

Wygląda na to, że ta słabość do teatru, sztuki, aktorstwa jest dziedziczna. Bo Pańskie dzieci też są z tym światem zawodowo związane.
Syn Maksymilian próbował się temu opierać, studiował na bardzo dobrym Uniwersytecie Dauphine w Paryżu. A jednak aktorstwo zwyciężyło, skończył szkołę aktorską w Londynie. Drugi syn, Jan, podobnie, był profesorem języka francuskiego na uniwersytetach m.in. w Abu Dhabi, a jednak uznał, że jego prawdziwą pasją jest kino i właśnie jest na czwartym roku wydziału operatorskiego w Łodzi. Marysia też nie planowała tego, że będzie aktorką. A potem zagrała w „Kolejności uczuć” u boku Daniela Olbrychskiego i zdecydowała się na szkołę teatralną. Wyrosła na wspaniałą aktorkę.

Maria kieruje też Och Teatrem. Radzi się Pana czasem w tych kwestiach? Jak dyrektor dyrektora teatru?
Ma wystarczającą wiedzę i umiejętności, żeby się obyć bez moich rad (śmiech).

Kiedy Pan zostawał dyrektorem Teatru Polskiego pewnie miał Pan swoje wyobrażenia. Ciekawa jestem, jak te wyobrażenia miały się potem do rzeczywistości.
To dobre pytanie (śmiech). Rzeczywiście muszę przyznać że trochę naiwnie zakładałem w Paryżu, że będzie łatwiej. Jednak polska rzeczywistość okazała się bardziej skomplikowana. Ale nie zamierzam narzekać, to fascynujące wyzwanie i bardzo się z niego cieszę.

Rozmawiała Agnieszka Jastrzębska

Poprzedni wpis Następny wpis

Mogą Ci się również spodobać